Dla Zbyszka – w nagrodę za rozgryzienie ostatniej filozagadki:)
Epikurejska zasada clinamen vs. Demokrytejskie fatum, Augustiańskie wyznania o grzechu, Bogu i wolnej woli, trzecia antynomia Kanta, przeciwstawienie „wolności od” i „wolności do” (resp. wolności negatywnej i pozytywnej)... etc. etc. – już bardzo pobieżne przekartkowanie dowolnego podręcznika z historii filozofii przekona największą nawet filozoficzną nogę, że wolność ważnym filozoficznym problemem jest.
Zapewne lepiej założyć, że wolność jest (niż odwrotnie). Jak gdzieś wyczytałam, tak łatwiej żyć (szczególnie, że – jak tu wyczytujemy między wierszami – chodzi głównie o to, co przyjmiemy za pryncypium). Pewnie tak, chyba, że jest się radykalnym nietzscheanistą, a wtedy sprawa jest jasna: „Nie odczuwamy dziś już żadnej solidarności z pojęciem wolnej woli: zbyt dobrze wiemy, czym ono jest – to najbardziej nieczysta sztuczka teologów, służąca temu, aby ludzkość obarczyć »odpowiedzialnością« w ich sensie, to znaczy uczynić ją zależną od nich”*. Nie będąc jednak skrajnymi wielbicielami wcielonego Zaratustry, porzucamy w tym miejscu jego troski o tłumienie woli mocy, hołdowanie schyłkowym ideałom i wywoływanie poczucia winy miast wzniecania ognia twórczości.
Widzimy zatem problematyczność kwestii, nie jesteśmy jednak wcale bliżej rozwiązania: czym bowiem owa wolność jest? I czy rzeczywiście możemy nazwać się bytami wolnymi? Można próbować wymigać się od odpowiedzi na modłę św. Augustyna, mówiąc, że gdy nie próbujemy ubrać rzeczy w słowa, wszystko jawi nam się – jak czasem Kartezjuszowi – jasno i wyraźnie. Problem – i to poważny – pojawia się, gdy chcemy dać odpowiednie rzeczy słowo.
Może więc dajmy sobie spokój i sięgnijmy do jednego z tych, którym słowa stawiają znacznie mniejszy opór:
„Słowo »wolność« służy wyrażaniu ważnego, może najważniejszego napięcia. Człowiek zawsze chce uciekać i jeśli ucieczka nie jest w żaden sposób określona i nie ma żadnych ograniczeń, a jej kierunek żadnej nazwy, wówczas nazywa się to wolnością.
Przestrzennym wyrazem tego napięcia jest silne pragnienie przekroczenia granicy, tak jakby jej nie było. Wolność latania rozciąga się na stare, mityczne uczucie lotu aż do słońca. Wolność w czasie polega na przezwyciężaniu śmierci, człowiek jest już zadowolony, kiedy odsuwa ją wciąż dalej i dalej. Wolność wśród rzeczy polega na likwidacji cen; idealny rozrzutnik, człowiek niezmiernie wolny, niczego tak sobie nie życzy jak nieustannych, nie określanych przez żadne reguły zmian cen, ich bezcelowego wzrostu i spadku, zależnych jakby od pogody, na które nie można wpływać ani nawet ich naprawdę przewidzieć. Nie istnieje wolność »do czegoś«, jej łaską i szczęściem jest napięcie człowieka, który chce przekroczyć własne granice i który wyszukuje sobie w tym celu granice najgorsze. Kogoś, kto chce zabić, otaczają straszliwe groźby, towarzyszące zakazowi zabijania, gdyby te groźby go tak bardzo nie dręczyły, naładowałby się z pewnością szczęśliwszymi napięciami. – Ale pierwotnym źródłem wolności jest oddech. Każdy może czerpać z każdego powietrza i wolność oddychania jest jedyną wolnością, która do dziś nie została naprawdę zniszczona”**.
Ufff.... :)
* Cyt. za: Zbigniew Kuderowicz, Nietzsche, wyd. Wiedza Powszechna, Warszawa 2004 (tłum. K. Krzemieniowa).
** Elias Canetti, Prowincja ludzka. Zapiski 1942-1972, tłum. Maria Przybyłowska, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1996.
Czy z wolnością nie jest, jak z czasem u Augustyna...
OdpowiedzUsuńJak się nad nią nie zastanawiamy, to jesteśmy przekonani o swojej wolności, nikt nas nie jest w stanie od niej odwieść. Gdy jednak poddamy ją refleksji i rozważymy z każdej strony, wówczas nie jesteśmy już jej tacy pewni...
Dziękuję:) Dosyć to wszystko skomplikowane dla, może nie nogi z filozofii, ale z pewnością nie-filozofa, wydaje mi się jednak, że zrozumiałem:) Czyli wolność jest pojęciem względnym, tak jak na przykład czas? Zależnie od okoliczności jestem mniej lub bardziej wolnym człowiekiem. Czasami wydaje się, że czas płynie wolniej lub szybciej, gdy tak naprawdę nic się nie zmieniło. Wszystko jest zatem w naszych głowach. "Nic nie jest złem ani dobrem samo przez się, tylko myśl nasza czyni to i owo takim", "Ja bym mógł być zamknięty w łupinie orzecha i jeszcze bym się sądził panem niezmierzonej przestrzeni".
OdpowiedzUsuńAnonimowy - coś w tym jest, zwłaszcza, gdy zaczniemy się zastanawiać nad wielością kontekstów, znaczeń i skojarzeń, w jaką uwikłane jest pojęcie wolności.
OdpowiedzUsuńZbyszku - niech ani Ty, ani żaden z naszych czytelników nie śmie nazwać siebie "filozoficzną nogą"! W żadnym wypadku do nikogo tutaj ten epitet nie ma zastosowania:) No cóż, filozofowie - i nie tylko - mają z wolnością problem. Chcemy określać siebie jako byty obdarzone wolną wolą i nią się kierujące, z drugiej strony wciąż prowadzi się różne badania w kierunku naszego zdeterminowania.
Jak jednak pisze Kołakowski o współczesnej fizyce - nie dowodzi ona istnienia wolności, ale nie zakazuje w nią wierzyć. Jest zatem jakaś nadzieja:)
Dla nie problem wolności chyba na zawsze zostanie nierozwiązany i to w takim drażniącym sensie.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony trudno się nie zgodzić, że jesteśmy wolni w tym sensie, że w każdej chwili musimy dokonywać wyborów i tylko od nas zależy, którą z możliwych opcji wybierzemy. A jest ich zwykle bardzo wiele - od takich, które naturalnie się nam nasuwają, poprzez te, które są tak zwanym mniejszym złem, aż po zupełnie radykalne posunięcia.
Z drugiej strony - i to jest jakiś argument w dyskusji ze zwolennikami wyżej przytoczonej koncepcji - 'coś' nas jednak ogranicza. Mamy jakoś zorganizowane życie i to nam często nie pozwala na ucieczkę w dowolnym kierunku. Choćby nas uwierało coś, coś innego ciągnęło gdzieś indziej - mamy swoje zobowiązania, to, co sami sobie zbudowaliśmy, często przez lata - porzucenie tego nie jest proste, delikatnie mówiąc. Najczęściej zdaje się po prostu niemożliwe. I tak niby jesteśmy wolni, ale jednak ograniczeni.