wtorek, 30 czerwca 2020

Kto się boi Immanuela Kanta? Cz. 18

Wracam do mojego starego cyklu, chociaż studenci już nie boją się Kanta. Nikogo się nie boją. Wracam fragmentem z Wielimira Chlebnikowa. Interpretację pozostawiam czytelnikom, ja boję się spróbować:  

"Marzę o wielkim ognisku z książek. Żółte iskry, zwinny ogień, przezroczysty popiół, rozsypujący się od dotknięcia, a nawet oddechu, popiół, na którym można jeszcze odczytać poszczególne strofy, słowa chwały lub pychy - wszystko zmienia się w czarny, piękny, rozjarzony od wnętrza ogniem kwiat, wyrosły z książek ludzkich, jak kwiaty przyrody wyrastają z ksiąg ziemi, grzbietów jaszczurów i innych zwierząt wykopaliskowych. I wtedy, jeżeli na bryle płonących stron przypadkiem zostanie słowo: Kant, to ktoś znający narzecze szkockie, przetłumaczy to słowo na 'szewc'. To wszystko, co pozostanie z myśliciela. Wzniósł on nierękodzielny pomnik ograniczoności swego narodu. Zresztą, czy był on myślicielem?".


W. Chlebnikow: Rozmowa dwóch osób. Przeł. J. Śpiewak. W: W. Chlebnikow: Włamanie do wszechświata. Poezja i proza. Wybór i przekład Anna Kamieńska i Jan Śpiewak. Wydawnictwo Literackie: Kraków 1972, s. 28.     

czwartek, 25 czerwca 2020

Cytaty, które lubimy

A dziś mało znany, ale wart poznania, węgierski pisarz:

„Uważam, że ludzie żyją dopóty, dopóki mają rację, bo kiedy się mylą w ocenia świata i rzeczy, to się powoli zniechęcają, tracą humor, podupadają na zdrowiu i odchodzą… umierają. Dlatego w obecności babci nigdy nie wyrażam swojej opinii w kwestiach, co do których ja mógłbym mieć rację, nie ona. Najlepiej milczeć” (Géza Csáth: Opium. Opowiadania i dzienniki. Przeł. E. Cygielska i inni. Wyd. PIW. Warszawa 2016, s. 156).


środa, 24 czerwca 2020

Wtorki z gitarzystami

Dziś powracam do moich ulubionych klimatów, czyli muzyki świata (nie wiem, jak lepiej to nazwać). Wielką gwiazdą tej muzyki jest Senegalczyk Youssou N'Dour. Niestety, nie gra na gitarze. Gra na niej za to Barthélémy Attisso. I to jak. Z pochodzenia Togijczyk, z wykształcenia prawnik był jednym z filarów legendarnego senegalskiego zespołu Orchestra Baobab. Ten założy w 1970 roku w Dakarze zespół stał się jedną z czołowych przedstawicieli muzyki afrykańskiej (choć mocno w typie son-cubano). Zespół ma się całkiem dobrze, choć Attisso nie nadaje już rytmu i nie wykręca pięknych solówek. W przeciwieństwie do gitarzystów, o których pisałem wcześniej - żyje. Wrócił do swojego zawodu i udziela porad prawnych w niebezpiecznym Lomé. 







wtorek, 16 czerwca 2020

Wtorki z gitarzystami

Wśród słuchaczy muzyki rozrywkowej co raz wybuchają spory, spowodowane odejściami liderów. Czy lepszy był Genesis z Gabrielem, czy z Collinsem? Czy Marillion bez Fisha, to wciąż Marillion? Syd Barret czy Roger Waters, a może Gilmour? itp.

Podobnie było z moimi dzisiejszymi bohaterami (znowu miejsce podwójne), a mianowicie z zespołem The Fleetwood Mac. W pierwszym składzie zespołu Micke'a Fleetwooda (perkusja) na gitarze grał Peter Green. Wcześniej razem grali w kuźni talentów, czyli Bluesbreakers Johna Mayalla. Wybitny gitarzysta i kompozytor. Narzucił zespołowi swój niepowtarzalny, blues-rockowy styl.

W 1970 roku odszedł od zespołu, który stopniowo zmierzał w stronę rocka lub pop rocka. Fani Greena kręcili głowami. Pojawiły się wokalistki (Steve Nicks oraz Christine McVie), pojawiły się przeboje, zespół osiągnął sukces. Z Greenem nie było tak źle. Znacie Black Magic Woman - to jego kompozycja. W 1975 roku miejsce gitarzysty zajął Amerykanin Lindsey Buckingham i niemal wszyscy zapomnieli już o Greenie. 

Uwielbiam Fleetwood Mac zarówno z Greenem, jak i Buckinghamem. Fenomenalni muzycy. Oto dwa tego przykłady. Dwa fantastyczne utwory. Epickie, gotyckie The Green Manalish (na drugiej gitarze świetny, niestety, niespełniony, Danny Kirwan) oraz Big love. Buckingham (też fajnie śpiewa) gra a ja słyszę co najmniej dwie gitary. Niech ktoś to zagra przy ognisku, zdobędzie uznanie.









niedziela, 14 czerwca 2020

"Ciebie Romko, sławie gromko"

Muszę powiedzieć, że spodziewałem się czegoś więcej po książce Romana Jakobson pt. Mój futuryzm. Wspomnienia, listy, szkice, wiersze. To zbieranina z wczesnego, rosyjskiego etapu Jakobsona. Oczywiście, wspomnienia młodego naukowca i poety o Chlebnikowie, Majakowskim, Malewiczu, Łarionowie, Triolet (mamy tu interesującą korespondencję) bronią się same w sobie. Wszystko to jednak sprawia wrażenie marginaliów.

To, co nieustanie budzi mój podziw, to niesamowita symbioza ówczesnych teoretyków sztuki z artystami. Nie chodzi tylko o atmosferę kawiarń, pożyczanie pieniędzy i przygotowywanie różnych rewolucji. Mam na myśli szczególne współmyślenie, a raczej współtworzenie  (wspomnienia RJ przypominały mi znakomite wywiady z Bachtinem). Wydaje się, że obecnie te światy został rozdzielone. Teoretycy przenieśli się do katedr, opłacani są z budżetu, a wszelkie rewolucje już się dokonały.  




* Tytuł posta, to dedykacja Majakowskiego dla Jakobsona (tłum. D. Ulicka). 

piątek, 5 czerwca 2020

Cytaty, które lubimy

A dziś, wielki Constantin Noica.

„Niedawno ktoś mnie pytał – mówi mi na powitanie – dlaczego uprawiając filozofię, dumnie silę się na własną myśl; dlaczego nie wystarcza mi Platon czy Hegel. Chcę, żebyś i ty wiedział, co mu odpowiedziałem. Ogólnie biorąc, każdy człowiek w życiu się kimś wyręcza. Na płaszczyźnie społecznej udzielamy delegacji naszemu przedstawicielowi, żeby troszczył się o nasz byt kolektywny. O tym, co się dzieje w fizyce, informuje nas upoważniony do tego Heisenberg. Ale jednocześnie każdy człowiek zachowuje prawo do tego, by pewne sytuacje przeżywać na własny rachunek, nie udzielając na nie delegacji. Na przykład swoich stosunków z dzieckiem nie delegujesz na nikogo. Podobnie jest z twoim prywatnym absolutem. Jeśli uprawiam filozofię, nie chcę robić tego per procura. Nie zamierzam delegować na Hegla mojego prawa do filozofowania. Jeśli na coś takiego cię nie stać, nie możesz twierdzić, że uprawiasz filozofię” (s. 121)*.



* G. Liiceanu: Dziennik z Păltinişu. Pajdeja jako model w kulturze antycznej. Przeł. I. Kania. Sejny 2001.

środa, 3 czerwca 2020

Wtorki z gitarzystami

Dziś będzie krótko, ponieważ moim bohaterem jest Neil Young. Mam nadzieję, że prawie wszyscy o nim słyszeli, a może nawet ktoś zna jego płyty. Trzeba powiedzieć, że cały czas w świetnej formie. 

Tu - moim zdaniem - jego epokowy utwór. Jeśli zrobię listę moich najlepszych utworów, to piosenka o tym, który przyszedł tańcząc zza wielkiej wody, na pewno na niej się znajdzie.