Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura czeska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą literatura czeska. Pokaż wszystkie posty

sobota, 22 grudnia 2018

Muchomorki białe

Egon Bondy

Myślę o Mirce –
co też robi –
że z Kochem pije
niebiańskie piwo.

[Przeł. L. Engelking]

Mirka Benešová – młoda dziewczyna poznaje w Pradze muzyka Mejle Hlavse – jednego z najważniejszych muzyków Czechosłowackiej sceny muzycznej (Plastiki, DG 307, Půlnoc). Tworzą piękną parę.
Po kilka latach rozstaje się z Hlavsą i wiąże się z beatinkiem Milanem Kochem – biorą ślub.
Pewnego listopadowego wieczora Mirka Kochova z mężem czekali na tramwaj. W pewnej chwili straciła z oczu swego męża. Szukała go całą noc. Po kilku godzinach znaleziono jego rozjechane ciało w tunelu.
Swe życie poświeciła odnalezieniu, opracowaniu i wydaniu poezji Kocha. Zrealizowała cel. Pierwsze wydanie dorobku męża rozdała znajomym.
Pewnego dnia dwudziestoczteroletnia Mirka Kochova dopisała krzyżyk do swego nazwiska na skrzynce pocztowej, wróciła do mieszkania i odkręciła gaz.

Poeta, filozof Egon Bondy napisał tekst. Hlavsa – muzykę.



Člověk ze zoufalství,
Snadno pomate se
Muchomůrky bílé,
budu sbírat v lese
Muchomůrky bílé,
Bělejší než sněhy
Sním je k ukojení,
Své potřeby něhy
Neprocitnu tady,
Až na jiným světě
Muchomůrky bílé,
budu sbírat v létě
Muchomůrky bílé, muchomůrky bílé
Muchomůrky bílé

sobota, 8 czerwca 2013

Melancholia emigranta

Książka Josefa Škvorecký’ego Przypadki inżyniera ludzkich dusz to wyjątkowo obszerna powieść. Tym, którzy stronią od wielkich ksiąg sugeruję, by się w tym miejscu nie zniechęcali: nie waham się bowiem stwierdzić, że ta książka nie jest wielka jedynie ze względu na swą objętość. Zdecydowanie warto przedzierać się przez te przeszło osiemset stron.



Dlaczego? Otóż po pierwsze, Przypadki... są świetnie skonstruowaną powieścią. Tytuł każdego z rozdziałów to nazwisko pisarza (Poe, Faulkner, Conrad i inni), którego tekst jest przedmiotem analiz na zajęciach prowadzonych przez profesora Daniela Smirzickiego (pisarza, który wyemigrował z Czechosłowacji do Kanady i tam zajmuje się pracą akademicką). Dyskusje ze studentami pochodzącymi z różnych kultur, interpretacje wielkich powieści i motywów literackich to jedna z warstw narracyjnych. Na nią nakładają się kolejne: przede wszystkim są to skojarzenia i wspomnienia – przede wszystkim związane z przeżyciami miłosnymi Smirzickiego, ale także z jego doświadczeniami z czasów wojennych i powojennych. 
Kolejną warstwę stanowią barwne opisy postaci i sytuacji składających się na życie emigranckiego światka, przede wszystkim spotykającego się w restauracji także emigranta – niejakiego pana Mourka. Mamy tu także dopełniające całościowy obraz fabuły listy, jakie otrzymuje główny bohater.


Josef Škvorecký

Warto przeczytać Škvorecký’ego także dlatego, że stworzył przekonujące portrety bohaterów swej powieści. Między innymi wspomnianych już czeskich emigrantów (tu znajdziemy całą galerię postaci, jednak szczególnie chwyta za serce postać Veroniki – młodziutkiej, pogrążonej w melancholii za ojczystym krajem studentki Danny’ego), przyzywanej w każdym rozdziale Nadii Jirouszkovej – wielkiej miłości Smirzickiego z czasów wojny czy studentów – z których każdy niesie swój osobisty bagaż doświadczeń, wiedzy i skojarzeń.


Trzecim argumentem za Przypadkami inżyniera ludzkich dusz niech będzie język, jakim książka została napisana. Lekki, ale przenikliwy, dowcipny, ale dosadny. W ogólnym rozrachunku – przepełniony melancholią emigranckiego losu.


Josef Škvorecký


Josef Škvorecký: Przypadki inżyniera ludzkich dusz. Enterteinment ze starymi tematami życia, kobiet, losu, marzeń, klasy robotniczej, tajniaków, miłości i śmierci, tłum.Andrzej S. Jagodziński, wyd. Pogranicze, Sejny 2008.

wtorek, 7 sierpnia 2012

Czapka z daszkiem

Dziś mały językoznawczy post o tym, że zakrętasy i wywijasy są po to, by było nam łatwiej. Dla wszystkich fanów braci Čapków, Jana Patočki, Křemílka i Vochomůrka.

Fragment pochodzi z napisanej po francusku książki Milana Kundery Powolność. Rzecz dzieje się w recepcji hotelowej.

„- Ach, pan Sechoripi? – mówi panienka
- Należy wymawiać Tche-kho-rjips-qui.
- Och, to wcale nie jest takie łatwe!
- Zresztą i to nie jest prawidłowo napisane – mówi uczony. Podnosi ze stołu długopis i nad literami C oraz R kreśli małe znaki, które przypominają odwrócone daszki.
           
Sekretarka patrzy na znaki, patrzy na uczonego i wzdycha: - To bardzo skomplikowane!
- Przeciwnie, to bardzo proste.
- Proste?
- Czy zna Pani Jana Husa?

 Sekretarka szybko przelatuje wzrokiem po liście i czeski uczony śpieszy wyjaśnić:
 - Jak pani wie, był on wielkim reformatorem Kościoła w XIV wieku. Prekursorem Lutra. Profesorem na Uniwersytecie Karola, który, jak pani wie, był pierwszym uniwersytetem założonym w Świętym Cesarstwie Rzymskim. Ale nie wie pani, że Jan Hus był zarazem wielkim reformatorem ortografii. Udało mu się cudownie ją uprościć. Aby napisać to, co wymawiacie jako „cz”, musicie użyć trzech liter, t, c, h, Niemcy potrzebują nawet czterech liter: t, s, c, h. Tymczasem dzięki Husowi nam wystarczy jedna, c, z małym znaczkiem na górze.

Uczony raz jeszcze pochyla się nad stolikiem sekretarki i na marginesie listy pisze wielkie C z akcentem w formie daszka: Č; po czym patrzy w jej oczy i wymawia pełnym i czystym głosem: - Cz!”



Do poczytania (ale tylko dla miłośników Kundery):
Milan Kundera: Powolność. Tłum. Marek Bieńczyk. Wyd. PIW. Warszawa 1995.


czwartek, 10 maja 2012

Praska miłość (i jej niejedno imię)

„Przywitała mnie w stroju zakrywającym jej brzuch, pośladki i najważniejsze organy płciowe, drugorzędne już tylko częściowo, za to kręgosłup wyeksponowany był od kości ogonowej aż po górne części epistrofenus, atlas i czaszkę – cud techniki albo odstępstwo od prawa grawitacji, że to się na niej trzymało (wprawdzie niedługo), jako aperitif wlała we mnie potrójną karlovarską beherowkę, ona to pije jak wodę, a na zakąskę podała wędzoną rybę”*.

Wprawdzie majowy relaks już za nami, ale – jak wiadomo – w Polsce jeden długi weekend goni drugi, w związku z czym dziś parę słów o książce Dekameron 2000 czyli miłość w Pradze Vladimira Párala, która na takie okazje nadaje się jak ulał.
W książce znajdziemy wszystko to, czego możemy spodziewać się po jej tytule. Wszak to Boccaccio jest patronem duchowym tej czytelniczej pieczeni, polanej obficie czeskim sosem. Znajdziemy tu zatem przygody miłosne w różnych odmianach, opisane raz to rubasznie, raz ze sporą dawką melancholii. Mężczyznom i kobietom „dostaje się” po równo. Bo przecież ciosy na polu miłosnych podbojów na każdego spadają z podobną siłą rażenia.


*Cyt. za: Vladimir Páral, Dekameron 2000 czyli miłość w Pradze, tłum. Emilia Witwicka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1994.

poniedziałek, 24 października 2011

Krytyka kwitnącego ogrodu

Patrząc z perspektywy filozoficznej, ogrodnictwo to wysoce skomplikowana materia. Każdy szanujący się ogrodnik przede wszystkim jest ze swej natury platonikiem. W ogrodowym mikroświecie platoński idealizm przejawia sie przede wszystkim w nieusuwalnym przywiązaniu do łacińskich nazw roślin. Skąd się to bierze? Otóż dla prawdziwego ogrodnika – w odróżnieniu od pospolitych badylarzy czy sadowników – „kwiat bez imienia jest [...] kwiatem bez idei metafizycznej, krótko mówiąc nie istnieje w sposób pełnowartościowy”.
Każdy prawdziwy ogrodnik, znający się na rzeczy wie, że „kwiat bezimienny jest chwastem; kwiat z łacińską nazwą zyskuje jakby ostrogi fachowości”.

Rys. Josef Capek


Ogrodowy idealizm o platońskiej proweniencji przełamywany być musi irracjonalizmem,z jednej strony pochodzącym z ludowej tradycji przekazywanej w przysłowiach (głównie dotyczących pogody: ona bowiem stanowi rację bytu ogrodu – a co za tym idzie także rację bytu ogrodnika), z drugiej zaś ma wyraźnie mistyczne zabarwienie (choć dotyczy to tylko sekciarzy takich jak ci, którzy uparli się, by hodować wyłącznie kaktusy, z którymi przecież nigdy nic nie wiadomo). W pewnych tajemniczych aspektach uprawy ogrodu trudno bowiem o logiczne argumenty.
Rys. Josef Capek

Prawdziwie krytyczną analizę warunków możliwości istnienia ogrodu znajdziemy u Karela Čapka (z którego książki pochodzą wykorzystane powyżej cytaty oraz rysunki):

K. Čapek, Rok ogrodnika, tłum. Halina Janaszek-Ivaničková, Iskry, Warszawa 1986.



poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Była to dobra podróż

Wakacje w toku, zatem coś o podróżach. Przewodnikiem jest czeski pisarz – Karel Čapek. Bardzo lubię jego książki, stawiam je nawet wyżej od dzieł Kundery i Hrabala, a tych ostatnich pisarzy cenię sobie bardzo. Otrzymujemy zbiór listów-felietonów z eskapad autora Fabryki absolutu. Podróżuje on po Anglii, Szkocji, Walii, Irlandii (1924) oraz Włoszech (1923). Mamy tu listy z Hiszpanii (1929) i Holandii (1931). I wreszcie ostatni wyjazd na Północ (1936), gdzie przemierzał statkiem bezkresne rejony Szwecji i Norwegii. Podróże te ilustruje sympatycznymi rysunkami sam autor.


                                     Życie studenckie w Anglii (rys. K. Čapek)

W literaturze Čapek poszukiwał peryferii i nie chodzi wcale o geografię, ale raczej o sposób patrzenia na człowieka, na Europę, o specyficzne spojrzenie pisarza, który mieszka w małym, pięknym środkowoeuropejskim kraju. Pisze: „Gdybym miał dostatecznie dużo pieniędzy i gdyby w tej kwestii panowały wolny rynek, z pewnością utworzyłbym sobie kolekcję państw. Doszedłem do przekonania, że granice państw nie są zbędne; nie lubię wprawdzie celników i kontrola paszportowa mnie nudzi, ale stwierdzam, za każdym razem na nowo oczarowany, że przekraczając granice państwa, wchodzę w nowy świat, w którym są inne domki i inne języki, inni policjanci, inna barwa gleby i inna przyroda. Po konduktorze niebieskim przychodzi konduktor zielony; za para godzin jego miejsce zajmie brązowy; powiadam wam, to jest jak w Tysiącu i jednej nocy. Po czeskich jabłoniach przychodzą brandenburskie sosny…”

Čapek lubi ponarzekać w podróży, ale robi to życzliwie: a to przeszkadzają mu rowery, a to bandyccy dorożkarze w Weronie, czasami inni cudzoziemcy. Chociaż paradował z bedekerem pod pachą, to zapewne nie chciał utożsamiać się z gawiedzią turystów zalewających miasta i wsie. W górach, przyglądając się prawdziwym turystom, stwierdza: „[…] mają ogromne kolana i siedmiokilowe buty, mówią okropnie głośno i do czapki przypinają alpejski kwiatek: kobiety turystki są zazwyczaj piegowate i nieładne, nazbyt barczyste”. Z drugiej strony odwiedza muzea, zwiedza stare kościółki. Interesująco i rzeczowo potrafi opisać swe estetyczne wrażania.

Čapek – jako pragmatyk – daje nam wiele rad, na przykład: w jaki sposób, nie budząc leżącego na dole pasażera, wdrapać się na górne łóżko kuszetki? A nie jest to wcale proste. Istnieje wiele sposób: podciąganie, wpełzanie, podskoki. Pisarz był także zamiłowanym ogrodnikiem: ach ta trawa, drzewa, te norweskie lasy. „W Anglii chciałbym być krową” – zauważa z zazdrością. Wybornie podróżować z panem Čapkiem.

Do poczytania:
Karel Čapek: Listy z podróży. Przeł. Piotr Godlewski. Wyd. W.A.B. Warszawa 2011.