„Tak więc kontemplując płomień, wracamy do marzeń
odwiecznych i najpierwotniejszych”*.
Gdy na przełomie października i listopada w
powietrzu unosi się zapach palonych świec, trudno uciec od nostalgii i
wspomnień. W ten nastrój i te dni fantastycznie wpasowuje się poetycki język,
jakim napisany jest esej Gastona Bachelarda – esej o świecy i marzeniu, jakie powstaje
w kontakcie z pojedynczym płomieniem. Bachelard próbuje uchwycić w nim to, co
nieuchwytywalne: dialektykę płomienia, który jednocześnie jest stawaniem się i
jednością; sens poetyckich metafor, rodzących się w rozpłomienionej świecą
wyobraźni; samotność marzyciela ulotnego światłocienia; wreszcie – wzlot ku
transcendencji, nadający znaczenie marzeniu zrodzonemu z płomienia.
W ujęciu Bachelarda płomień świecy przestaje być
przedmiotem percepcji i staje się przedmiotem filozoficznym.
„Płomień wzywa do widzenia rzeczy po raz pierwszy:
mamy o nim tysiące wspomnień, marząc o nim, ogarniamy całą osobowość pradawnej
pamięci, a jednak marzymy o nim jak wszyscy, wspominamy, jak wspominają wszyscy
– toteż, zgodnie z jednym z najbardziej niewzruszonych praw marzenia przed
płomieniem, marzyciel żyje w przeszłości nie będącej już jedynie jego
przeszłością, żyje w przeszłości pierwszych ogni świata”*.
* Cytaty z książki: Gaston Bachelard: Płomień świecy. Tłum. Julian Rogoziński.
Wydawnictwo słowo/ obraz terytoria. Gdańsk 1996.