Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nietzsche. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nietzsche. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 24 maja 2020

Benn i Nietzsche


Gottfried Benn: Turyn I

„Podeszwy zdarłem sobie do imentu”,
Napisał wielki geniusz z rozżaleniem
W ostatnim liście resztką atramentu,
Nim go zabrali na psychiatrię w Jenie.

Nie mogę już kupować żadnych książek,
W księgarniach więc przeważnie czas mi płynie:
Notatki – potem szybko coś przekąszę: 
Tak mi mijają teraz dni w Turynie.

Podczas gdy pleśń szlachetna Europy
Ciągnęła soki z Bayreuth, Pau, Epsomu,
On dorożkarskie konie obejmował,
Nim go gospodarz zaciągnął do domu.

Przeł. Tomasz Ososiński

piątek, 21 grudnia 2012

"O książce pisanej w niezwyczajnym piśmie"


Szermierzy twórczości Fryderyka Nietzschego na arenie literatury było wielu. Jednym z najważniejszych był André Gide. Czyż Lafcadio i jego acte gratuit nie jest trwałym nietzscheańskim śladem w literaturze? Jeszcze za życia niemieckiego filozofa ukazała się książka Gide’a Pokarmy ziemskie (1897). Choć nie jest to powiedziane wprost, to jednak odniesienia do Tako rzecze Zaratustra nasuwają się już od pierwszych stron. Otrzymujemy niezwykle hermetyczną quasi filozoficzno-religijną przypowieść. Trudno jednoznacznie powiedzieć, czego owo przesłanie ma dotyczyć. Tak to zresztą bywa z książkami dla wszystkich i dla nikogo. Choć trzeba oddać Gide’owi, że jego dzieło jest dużo ciekawsze, niż przegadany Zaratustra. Bardziej zajmująca także przez to, że wśród natchnionych słów, można między innymi znaleźć taki oto sympatyczny poemat o czytaniu:
 

Są książki, które się czyta siedząc na małym
stoliczku
Przed uczniowskim pulpitem
Są książki, które czyta się chodząc
(A to również dla ich formatu).
Te pasują do lasu, tamte do innych wiejskich
zakątków,
Et nobiscum rusticantur, jak powiada Cyceron.
Są takie, które czytałem w dyliżansie,
Inne – leżąc w stodole na sianie.

Są takie, co nam każą wierzyć, że mamy duszę,
I inne, co każą w nią zwątpić.
Są takie gdzie dowodzi się istnienia Boga,
Oraz takie, którym się to nie udaje.

Są takie, których nie można dopuścić
nigdzie prócz prywatnych bibliotek.
Są takie, co uzyskały pochlebne oceny
Wielu krytycznych autorytetów.
Są takie, w których mowa wyłącznie o
pszczelarstwie,
I niektórzy uważają je za nazbyt osobliwe,
I inne, gdzie się tyle mówi o naturze,
Że potem już nie warto wcale spacerować.


Są takie, którymi gardzą mądrzy ludzie,
Lecz które zachwycają małe dzieci.
Są takie, które nazywają się antologiami
i zawierają to, co powiedziano najlepszego na
każdy temat.
Są takie, co nam chciałyby wpoić miłość do życia,
I inne, po których autor popełnił samobójstwo.
Są takie, co sieją nienawiść
I zbierają to, co posiały.
Są takie, co czytane jakby święcą,
Pełne uniesienia, uroczę pokorą.

Są takie, które się kocha jak braci
Lepszych od nas i którzy piękniej od nas żyli.
Są księgi pisane w niezwyczajnym piśmie,
których się nie rozumie nawet po długim
namyśle.

Są takie, co niewarte nawet pięciu groszy,
I takie, których wartość jest bardzo poważna.
Są takie, które mówią o królach i królowych,
I takie, w których mowa o ludziach ubogich.

Są książki o słowach dla nas słodszych
Niż szelest liści w skwarne południe,
Taką księgę zjadł Jan na Patmosie,
Jak szczur (ale ja osobiście wolę maliny).
To mu napełniło goryczą wnętrzności
I miał potem wizje przeróżne.


Do poczytania:
André Gide: Pokarmy ziemskie. Przeł. Maria Leśniewska. WL. Kraków 1981.
  

sobota, 7 kwietnia 2012

Tako rzecze Tarantula

„Nie chodź do ludzi, pozostań w lesie” (Nietzsche)

Tako rzecze Zaratustra to dziwna książka. Pewnie, że to klasyk, krwią napisana hybryda literatury i filozofii, wielki poemat filozoficzny, manifest nowej religii, spowiedź samotnego proroka, pochwała życia, apoteoza wolnego seksu i związków homoseksualnych, podniesienia emerytury do siedemdziesięciu lat… Jednym słowem – książka dla każdego.

Tako rzecze Zaratustra to dziwna książka. Osobliwa „garkuchnia ducha”, z której jednak ów duch dawno wywietrzał. Mimo wszystko znajdziemy tu kilka smakołyków. Do moich ulubionych należą zwierzaki. Ich obecność w książce nie jest oczywiście przypadkowa, co potwierdzają wnikliwe badania prof. Ptaszora (sic!).

Nie jestem w stanie powiedzieć, co robi tam to całe zoo, sens jego obecności umyka mym uszom. Z przyjemności wspomnę owo przemiłe, choć czasami groźne stadko. Jest byk z ogromnym karkiem, dzik z wielkimi kłami, chytry jaszczur, mądry jeż, śpiewający komar, przebiegły leniwiec, skaczący tygrys, szybki struś, głodny wilk, mądra pszczoła, głupia koza oraz niecierpliwy sokół.

Muchy sobie bzykają na rynku, stary niedźwiedź śpi, lew się przemienia w wielbłąda, a krowa ciągle coś przeżuwa. Z małpy wszyscy się śmieją, choć zwinna z niej bestia, a kotek łakotniś oddaje się spacerom po dachach. Koń kojarzy się autorowi ze śmiercią. To zwie się prawdziwe proroctwo. Sowy Nietzsche nie lubi, co pewnie ma związek z tym, że wylatuje ona dopiero o zmierzchu. Można założyć zatem, że i nietoperz nie jest ulubieńcem filozofa, gdyż zwraca się on do niego słowami: „sowo ty – nietoperzu”.

W niezwykłych przygodach Zaratustry jest także ryba, która mówi, człowiek-robak, świstak, pająk-metafizyk, ćma poetka oraz zima żaba (zapamiętajcie: ropucha jest ciepła). Wąż choć niesforny, to jednak fajny z niego kumpel. Biedny osiołek ciągnie ludu taczkę, owca pożera wieniec a kura cały czas dziobie, a ból – podobnie jak poetom – każe jej cały czas gdakać. Na to wszystko patrzy z góry orzeł. Z ptaków jest jeszcze paw pawi. Ach, zapomniałem o świni, co wszystko oświni.

Ponadto mamy jeszcze bawoła, gęś, raka, sępa, orkę, wieloryba, żmiję, krokodyla, królika, małża (czy to jest zwierzę?), kozicę i pewnie jeszcze sporo innych zwierzaków, które skutecznie ukryły się przed moim okiem i ołówkiem. 


czwartek, 1 września 2011

Gorsza niż sirocco


Postać Lou Salomé kojarzona jest najczęściej z Nietzschem i „trójprzymierzem”, które połączyło wspomnianą dwójkę i Paula Rée w 1882 roku.
Zanim jeszcze Nietzsche poznał Lou, tak pisała do niego ich wspólna znajoma, Malwida von Meysenburg: „Bardzo dziwna dziewczyna [...] wydaje mi się, że w filozoficznym myśleniu dotarła mniej więcej do tych samych rezultatów, co Pan do tej pory [...]Rée i ja zgadzamy się co do życzenia zobaczenia Pana kiedyś razem z tą nadzwyczajną istotą”*.
Zarówno Rée, jak i Nietzsche byli zafascynowani intelektem Lou, uwiedzeni urokiem tej wyjątkowej dwudziestojednolatki, zakochani w niej. Mimo łączącego ich – przynajmniej w teorii – przymierza, każdy z nich starał się odciągnąć Lou od tego drugiego i zagarnąć tylko dla siebie. Choć orientacja seksualna Nietzschego bywa przedmiotem dyskusji, nie da się zaprzeczyć, że oświadczył się Lou – a fakt, że dała ona kosza słynnemu Fryderykowi stała się na czas jakiś żywym tematem salonowych plotek.
Nietzsche będzie ją później wspominał jako kobietę bardziej wstrząsającą niż sirocco – dokuczliwy gorący wiatr, niosący ze sobą chmury pyłu. Jednak ona sama, podsumowując 1882 rok w niepublikowanym dzienniku, nawet o Fritzu nie wspomina.
Rée – inaczej niż Nietzsche – nie wyszedł z tej przygody cało. Mieszkał z Lou, wystawiając się na szyderstwa, w których określano go jako jej damę dworu. Po latach upokorzeń odszedł, porzucając zarówno Lou (zdecydowaną już na małżeństwo z innym – orientalistą Friedrichem Carlem Andreasem), jak i filozofię. Zajął się medycyną, lecząc za darmo biedaków z wioski, w której zginął, poślizgnąwszy się na skale podczas górskiej wędrówki.
Małżeństwo z Andreasem nie odmieniło mode de vie skandalistki – para przyjęła zasady składające się na to, co dziś określa się mianem „otwartego związku” i to z najbardziej skrajnymi tego konsekwencjami. Choć nie wszystko zostało tu dopowiedziane – milczeniem został objęty na przykład romans Lou z lewicowym niemieckim politykiem Georgiem Ledenbourem.
Kontaktów Lou z wybitnymi postaciami fin de sciècle’u było wiele i miały one różny charakter. Fascynowała artystów i intelektualistów między innymi berlińskiej i paryskiej bohemy.
Nie sposób wymienić tu wszystkich mężczyzn, z którymi łączyły ją rozmaite więzi. Nie można jednak pominąć młodszego o czternaście lat poety R.M. Rilkego, którego poznała w 1897 roku i którego – w długoletniej relacji przechodzącej przez różne etapy i przyjmującej rozmaite formy – popchnęła ku wnikliwym studiom rosjoznawczym (sama pochodziła z Petersburga).
Sama – o czym często się zapomina, przedstawiając ją jedynie jako femme fatale, doprowadzającą mężczyzn do zguby – pisała powieści, poezje i eseje naukowe, zwracając w swojej twórczości szczególną uwagę na sytuację kobiet. Pasjonowała się literaturą, filozofią i sztuką, a po pięćdziesiątym roku życia także freudowską psychoanalizą, do której dotarła na drodze prowadzonych na własną rękę analiz ludzkiej seksualności (nie brakło tu także refleksji autoanalitycznej). Przez ostatnie dwadzieścia pięć lat życia, Lou Andreas-Salomé zajmowała się badaniami nad psychoanalizą oraz praktycznym stosowaniem jej zasad, w formie psychoterapii. Pisała na ten temat: „Nie ma nic bardziej wojowniczego, jak tkwiąca w nas aż po fundamenty duszy swarliwość, gdy ją odkrywamy  z całą bezwzględnością”**.
Lou Andreas-Salomé zmarła w 1937 roku w Getyndze, gdy na stosach, na których płonęły między innymi jej książki, chciano zniszczyć pamięć o epoce, której symbolem pozostała.



*Cyt. za: Rüdigier Safranski, Nietzsche. Biografia myśli, tłum. Dorota Stroińska, wyd. Czytelnik, Warszawa 2003.
**Cyt. za: Wilhelm Szewczyk, Marnotrawstwo serca czyli Lou Andreas-Salomé, Wydawnictwo Śląsk, Katowice 1980.

środa, 3 sierpnia 2011

Duch na talerzu

Wiadoma rzecz: filozofia może zajmować się w zasadzie wszystkim, clou leży bowiem nie w przedmiocie, ale w metodzie. Skoro tak, to dlaczego nie poświęcić się refleksji nad jedzeniem?
Jak silny jest związek filozofii i diety, przekonuje nas lektura Nietzschego, łączącego w jednym stwierdzeniu filozofię jedzenia z filozofią kultury: „kuchnia niemiecka w ogóle – czegóż to ona nie ma na sumieniu! Zupa przed jedzeniem [...] wygotowane mięsiwa, tłusto i mącznie przyrządzone jarzyny; zwyrodnienie leguminy w przycisk na listy! Jeśli się w to wliczy jeszcze po prostu bydlęce potrzeby zalewania jedzenia w u starych, zgoła nie tylko starych Niemców, to zrozumie się też pochodzenie ducha niemieckiego – z zasmuconych jelit... Duch niemiecki to niestrawność, nie może się z niczym załatwić”.
Zresztą nie tylko duch narodu zależy od kuchni. Także indywidualną wolę życia można osłabić nieodpowiednim (lub: wzmocnić odpowiednim) pożywieniem. Stąd znajdziemy u Nietzschego całą masę porad dietetycznych, mających w związku z przywołanym założeniem oczywistą podstawę filozoficzną. Dowiemy się zatem między innymi, że najgodniejsza polecenia jest kuchnia piemoncka, że rano należy pić tylko herbatę („żadnej kawy, kawa zasępia”) i najważniejsze: pod żadnym pozorem nie należy się przejadać („Trzeba wielkość żołądka swego znać”). To zapewni jasność myśli i wzmocnienie ducha.
Nietzscheańska refleksja nad dietą to brawurowe połączenie żywiołu dionizyjskiego (determinująca rola ciała w procesie wytwarzania myśli) z apollińskim (dieta jako sztuka kształtowania siebie). Człowiek i cała kultura stają się dziełem sztuki, a odpowiednia dieta – jednym z narzędzi twórczych.
Ale na tym nie koniec. Im dalej idziemy, tym więcej komplikacji. Okazuje się bowiem, że właściwe odżywianie to także sprawa moralności. Nietzsche pyta nerwowo: „Czy zna sie moralne działania środków żywności? Czy istnieje filozofia odżywiania? (Ciągle na nowo wybuchająca wrzawa za jarstwem i przeciw jarstwu już świadczy, że nie ma jeszcze wcale takiej filozofii!)”.
Dieta to zatem bezdyskusyjnie sprawa wymagająca filozoficznego namysłu. Dlatego zanim sięgniemy po kolejną filiżankę kawy, przemyślmy najpierw czy warto dla odrobiny przyjemności ryzykować obniżenie mocy swego ducha.

Cytaty pochodzą z książek:
Friedrich Nietzsche, Ecce homo. Jak się staje – kim się jest, tłum. Leopold Staff, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2004.
Friedrich Nietzsche, Wiedza radosna, tłum. Leopold Staff, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2004.