Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Simone de Beauvoir. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Simone de Beauvoir. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 6 listopada 2014

Samotna, brzydka, uzdolniona


Bezpośrednią inspiracją tego wpisu jest film Violette, poświęcony trudnemu okresowi życia Violette Leduc. Leduc to francuska pisarka, która zainaugurowała swą twórczość w czasie drugiej wojny światowej, z inspiracji Maurice’a Sachsa, z którym – udając małżeństwo – ukrywała się na prowincji. Wtedy też rozpoczyna się akcja filmu.

Plakat filmu Violette
Leduc pisze o swoim dzieciństwie, o trudnych relacjach z matką, o szukaniu swojej tożsamości. W międzyczasie przenosi się do Paryża, gdzie zarobkuje, parając się czarnorynkowym handlem. Tam też natyka się na prozę gwiazdy egzystencjalistycznego ruchu – Simone de Beauvoir. Postanawia zawierzyć swój literacki los w jej ręce i – niepewna, nieśmiała – podrzuca jej rękopis.

De Beauvoir zachwyca się książką i niezwłocznie odsyła Leduc do Alberta Camusa, pracującego w wydawnictwie Gallimard, gdzie książka w 1946 roku zostaje opublikowana pod tytułem L’Asphyxie (Zaczadzenie). Publikacja przechodzi w zasadzie bez echa, a sama Leduc staje się coraz bardziej sfrustrowana, czuje się brzydka (co wielokrotnie podkreśla), przez nikogo nie chciana, wciąż odrzucana.

Wciąż jednak – zachęcana przez de Beauvoir, która pomaga jej także finansowo – pisze i publikuje. Przeżywa załamanie nerwowe i trafia na pół roku do szpitala psychiatrycznego. Wreszcie, opublikowana w 1964 (z przedmową de Beauvoir) książka La Bâtarde (Bękart) przynosi jej upragniony sukces. Tu kończy się akcja filmu.

Trudno nakręcić pasjonujący film o pisarzu, szczególnie jeśli chce się uchwycić nie tylko interesujące zdarzenia jego życia, ale także głębię jego twórczości. Violette niestety tę prawdę potwierdza. Film jest nieco przegadany, miejscami monotonny. Muszę jednak przyznać, że wciągnęłam się jednak w tę opowieść o pełnej kompleksów i wspomnień o trudnym dzieciństwie kobiecie, która szuka swego szczęścia – w życiu i w literaturze.

Violette Leduc


Co więcej, film zachęcił mnie do sięgnięcia po prozę Leduc. Niestety w polskim przekładzie dostępna jest tylko jedna jej książka – można powiedzieć: mini powieść – Dama z liskiem. Ta napisana poetycką prozą krótka historia starej kobiety, której jedynym skarbem i przyjacielem jest znaleziona wśród śmieci etola z lisa, w pełni ukazuje kunszt autorki. Z przyjemnością przeczytałabym znacznie więcej.


Violette, reż. Martin Provost, Belgia–Francja 2014.

Violette Leduc, Dama z liskiem, tłum. Maria Leśniewska, Kraków, Wydawnictwo Literackie, 1972.

sobota, 10 listopada 2012

Filozofia mody, filozofia stylu (2)

Dziś post w ramach zapomnianego, zainaugurowanego przed kilkoma miesiącami cyklu, którego pierwsza część – tutaj
Bohaterką wpisu będzie filozofka, pisarka i feministka – Simone de Beauvoir. Na stronach jej najsłynniejszej książki – Drugiej płci – przeczytamy wiele interesujących uwag na temat stosunku kobiet do swego ciała, niekończącego się procesu pielęgnowania urody oraz podążania za modą. Kobiety nie realizujące siebie, ale męskie wyobrażenie kobiecości, toczą nieustanną, codzienną walkę z własną cielesnością, wciąż stosując kolejne diety, masaże, ćwiczenia, coraz to nowe, kolejne kosmetyki i tak dalej, i tak dalej...

To zjawisko, jak wyjaśnia de Beauvoir, jest charakterystyczne dla patriarchalnej kultury zachodniej, w której to mężczyźni określają kim i jaka ma być kobieta, mogąca zasłużyć na uznanie i miano „kobiecej”.
Po pierwsze bowiem:
Ponieważ kobieta jest obiektem, zrozumiałe, że od sposobu ubierania się zależy jej istotna wartość1.
Po drugie natomiast:
Dzięki rutynie, pielęgnacja urody i troska o garderobę zmienia się w pańszczyznę1.
Konkluzja nie pozostawia złudzeń:
Moda, od której zależne są kobiety, nie ma na celu ukazania autonomicznych jednostek; odwrotnie, pozbawia jak gdyby kobiety transcendencji, wystawiając je na łup męskich pragnień1.

Czyżby zatem prawdziwie świadoma swej autentyczności kobieta, odrzucająca męską definicję kobiecości i sama określająca swoje powołanie miała bezdyskusyjnie pogardzać modą? Otóż z tekstów i zdjęć eleganckiej de Beauvoir wynika zgoła inna konkluzja, zgodnie z którą kobieta świadoma siebie może śmiało korzystać z dobrodziejstw pracy krawców i projektantów – o ile, rzecz jasna, nie robi tego, by przypodobać się mężczyznom.

W wielotomowych wspomnieniach filozofki znajdziemy wiele uwag świadczących o tym, że słynna egzystencjalistka przywiązywała duże znaczenie do strojów – nie tylko swoich.

I tak na przykład, o jednym ze swych pobytów w Paryżu pisze:
Zaprosili mnie na coctail. Był to mój pierwszy występ w eleganckim świecie; nie zabłysłam. Miałam czerwoną, wełnianą sukienkę z dużym kołnierzem z białej piki, o wiele za skromną na tę okazję2.
Zauważa przy tej okazji, że toalety innych zaproszonych na przyjęcie pań były znacznie wystawniejsze i najwyraźniej uszyte specjalnie na tę okazję.
De Beauvoir nie przejęła się jednak swym niedopasowaniem do towarzystwa i wraz z przyjaciółką pogrążyła się w przyjęciach wydawanych w zupełnie innym gronie, podczas których:
[...] pudrowałyśmy twarze na biało, malowałyśmy na krwawo usta i miałyśmy duże powodzenie2.

Na wiele ciekawych obserwacji i uwag dotyczących mody i strojów de Beauvoir natrafimy w listach, które pisała do Nelsona Algrena, amerykańskiego prozaika, z którym była związana przez szereg lat. Przytoczmy jeden z fragmentów tej korespondencji, dobitnie świadczący o tym, że de Beauvoir przywiązywała duże znaczenie do swego stroju i zdecydowanie chciała wyróżniać się nim w tłumie:

W niedzielnym słońcu suknia z Gwatemali zrobiła prawdziwą furrorę, w »Deux Magots« nieznajomi ludzie podchodzili i pytali, skąd ją wzięłam, wszyscy sprzedawcy i przyjaciele wprost oniemieli. Kazałam sobie uszyć spódnicę z zielono-fioletowego materiału z Chichicastenango, do zielono-fioletowej bluzki z Patzcuaro, na głowie noszę piękną szarfę, którą kupiłam w Taxco, kolczyki murzyńskiej dziewczyny i, oczywiście, korale. Wyglądam bardzo dziwnie, ale tutaj dziwny wygląd jest mile widziany3.

A na deser – zamiast podsumowania – kilka zdjęć jakże stylowej Simone:






Z Jeanem-Paulem Sartrem
Z Nelsonem Algrenem - czyżby to była słynna suknia przywieziona z Gwatemali...?

Simone de Beauvoir - po prawej. W środku Nelson Algren

Cytaty pochodzą z książek:
[1] Simone de Beauvoir: Druga płeć, tłumaczenie Gabriela Mycielska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1972.
[2] Simone de Beauvoir: W sile wieku, tłum. Hanna Szumańska-Grossowa, Wydawnictwo Jacek Santorski & Co, Warszawa 2004.
[3] Simone de Beauvoir: Listy do Nelsona Algrena. Romans transatlantycki 1947-1964, tłum. Jolanta Kozak, Warszawskie Wydawnictwo MUZA SA, Warszawa 2000.