czwartek, 30 sierpnia 2012
Jeżeli...
poniedziałek, 20 lutego 2012
Wodospad
![]() |
Protest mieszkańców Love Canal (ok. 1978 r.) |
sobota, 3 grudnia 2011
Blondynka
niedziela, 30 października 2011
W posępną (prawie) listopadową noc...
czwartek, 25 sierpnia 2011
Życie pośmiertne
czwartek, 16 czerwca 2011
Krytyka przeżuwającego rozumu
Wczorajszej nocy skończyłam czytać Amerykańskie apetyty Joyce Carol Oates. To moje pierwsze zetknięcie z amerykańską pisarką i z całą pewnością mogę stwierdzić, że nie ostatnie.
Książka promowana jest przez wydawcę jako „prawdziwy smak American dream” i coś w tym jest, chociaż – jak to zwykle bywa z reklamowymi sloganami – nie do końca. Pokrótce ujmując, Amerykańskie apetyty to opowieść o współczesnej rodzinie, z pozoru szczęśliwej, kryjącej jednak (jak to zwykle bywa) swoje sekrety, dramaty i niedopowiedzenia. Życie jednak toczy się spokojnie, aż do pewnego wieczoru. Rezultatem sekwencji pozornie niewiele znaczących wypadków jest tragiczne zdarzenie, które zmienia całkowicie życie bohaterów książki. Oates wplata w tę współczesną historię aluzje, naprowadzające czytelnika na mityczne wątki nieuchronności tragedii, fatum, odkupienia (no cóż, za Eliadem można powiedzieć, że każda kultura ma takie sacrum, na jakie zasługuje...).
Skąd jednak tytuł dzisiejszego wpisu?
W trakcie czytania zatrzymałam się przy jednej ze scen, podczas której główny bohater, naukowiec (Ian, mąż Glynnis i ojciec Bianki; pracownik Instytutu Naukowego, ekspert w dziedzinie demografii) odpoczywając nieopodal hotelowego basenu, obserwuje bawiące się i uczące się pływać dzieci.
„Myślał, czy on też tak bawił się z Bianką; oczywiście, że nie, bo skoncentrowany na swojej pracy, z umysłem nieustannie coś przeżuwającym, scedował takie przyjemności, takie najprawdziwsze i najprostsze uciechy na Glynnis”.
To daje do myślenia, choć jest najprostszą z obserwacji, choć to najprostszy wniosek płynący z obserwacji siebie i świata. Podoba mi się to sformułowanie (szczególnie, że przypisano je pracownikowi nauki) – przeżuwający umysł. Cóż bowiem po tych nieustannie przeżuwanych myślach, skoro zasłaniają nam one wszystko inne?