Opowieść wdowy Joyce Carol Oates to przejmująca, bardzo osobista książka o traumie, której nikt nie chciałby przeżywać, a na którą niemal każdy jest skazany.
Chcąc ująć jej treść w równoważniki zdań, można by napisać: wielka miłość; nagła śmierć; ogromny szok; głęboka depresja. Oates szczerze pisze o tym, co przeżywa jako wdowa (to jedyne określenie, którego używa pisząc o sobie, bo teraz tylko wdowieństwo w pełni określa ją i jej życie po śmierci ukochanego Raymonda – męża, z którym przeżyła czterdzieści siedem lat i dwadzieścia pięć dni).
Jak radzi sobie wdowa w tym – jak je określa Oates – życiu pośmiertnym? W życiu po śmierci najdroższego człowieka?
Nienajlepiej. Jak bowiem odpędzić nachodzące ją szczególnie w bezsenne noce myśli samobójcze? Jak poradzić sobie z uporczywym brakiem poczucia jakiegokolwiek sensu? Jak nadać znaczenie czynnościom i przedmiotom, które bez ukochanego męża zdały się go stracić bezpowrotnie?
Przez całe tygodnie (i setki stron) wdowa nie chce i nie może sobie z tym poradzić. Gromadzi tabletki, by móc je połknąć, jadąc samochodem myśli o szybkim skręceniu kierownicą, by zderzyć się z rosnącym na poboczu drzewem. Boi się wchodzić do ogrodu, uprawianego latami przez męża, omija jego gabinet. Nie chce być w domu, a kiedy z niego wychodzi chce tam jak najszybciej wrócić. Nie znajduje miejsca, w którym mogłaby poczuć choć chwilowy spokój. Zagrzebuje się w „gnieździe”, stworzonym w łóżku z pościeli, koców, poduszek, notatek, książek. Zadręcza się poczuciem winy i przeświadczeniem, że nie udało jej się bez reszty poznać męża.
Stopniowo zaczyna sobie radzić coraz lepiej – dzięki troskliwym przyjaciołom, antydepresantom, proszkom nasennym, pracy w ogrodzie męża, powoli budzącej świat do życia wiośnie i lekturze tekstów Raymonda: artykułów, esejów i zaczętej w latach pięćdziesiątych ale nigdy nieskończonej powieści. I dzięki wspomnieniom, które zamiast – jak wcześniej – sprawiać tylko ból, zaczynają koić.
Bardzo osobisty opis pierwszych „pośmiertnych” miesięcy cały utkany jest ze wspomnień, literackich i filozoficznych odniesień, uwag autotematycznych dotyczących zarówno pracy pisarza, jak i redaktora (Raymond Smith, mąż Oates był redaktorem i wydawcą). Pierwszy, opisany w książce etap żałoby, przechodzi osoba głęboko samoświadoma, potrafiąca nazwać swoje emocje, erudytka.
To książka niewątpliwie warta polecenia, choć przygnębiająca. W zasadzie nie da się jej czytać i nie słyszeć kołaczącej się z tyłu uporczywej myśli – mnie też to kiedyś spotka.
Joyce Carol Oates, Opowieść wdowy. Wspomnienia, tłum. Katarzyna Karłowska, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2011.
Nie wiedziałam, że to autobiograficzna powieść Oates. Jestem zachwycona jej stylem pisania. Na pewno sięgnę i po tą książkę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.