Canterbury słynnie z wspaniałej katedry, siedziby arcybiskupiej, gdzie magnificus Anzelm skonstruował swój dowód ontologiczny. Ale to miasto – na przełomie lat 60. i 70. XX wieku – było kultową sceną muzyki progresywnej i awangardowej (tzw. scena Canterbury; choć nie wszyscy wykonawcy pochodzili z tych okolic). Mam na myśli takie zespoły jak Gong, Soft Machine czy Caravan. Jednym z przedstawicieli brzmienia z Canterbury jest dobrze znany w Polsce zespół Camel. W 1975 roku, po udanej przygodzie z wykorzystaniem tolkienowskiego wątku na płycie „Mirage”, muzycy postanowili nagrać całą płytę, opierającą się na tekście literackim. Myśleli o jakimś dziele Hermanna Hessego. W ostateczności stanęło na miniaturce Paula Gallico Śnieżna gęś.
Ten amerykański pisarz nie zrobił wielkiej kariery. W zasadzie The Snow Goose (1941) była jego największym osiągnięciem, choć jego dorobek pisarski jest dość poważny. Jest to opowieść o samotności, przyjaźni, ale także o wojnie i nadziei. Samotny, garbaty malarz Philip Rhayader zamieszkuje mokradła. Pewnego dnia, dziewczyna przynosi do niego chorą śnieżną gęś. Rhayadera ratuje gęś, a między nim a dziewczyną rodzi się przyjaźń. Kiedy gęś odlatuje, znika również Firtha. Po pewnym czasie „La Princesse Perdue” powraca a wraz nią Firtha. Niestety, Rhayader gnie, pomagając w ewakuacji aliantów z Dunkierki.
W 1975 roku wychodzi płyta „The Snow Goose”. Zespół nie uzyskał zgody pisarza, stąd płyta jest tylko „inspirowana” opowiadaniem. Nie spodobała mu się nazwa zespołu – kojarzona z marką papierosów. W pełni instrumentalny i koncepcyjny album szybko stał się jednym z ważniejszych płyt rocka progresywnego. A Latimer po raz kolejny udowodnił, że niewielu może równać się z techniką i brzemieniem jego gitary.
Do posłuchania:
Camel: „The Snow Goose” (1975)
Do poczytania:
Paul Gallico: The Snow Goose (różne wydania, czy istnieje polski przekład? – tego nie wiem)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz