wtorek, 1 stycznia 2013

Kto się boi Immanuela Kanta? Część jedenasta

Wielokrotnie pisałem na blogu o mękach, na jakie narażony jest czytelnik pism Kanta. Przypomnę tylko biednego Törlessa, któremu, po przeczytaniu zaledwie kilku stron Krytyki czystego rozumu, niemal eksplodował mózg. Panuje powszechna opinia, że styl nie jest mocną stroną niemieckiego filozofa. Są jednak i głosy odmienne. Jeden z największych znawców filozofii Kanta Hermann Cohen odważnie pisze: „Stwierdzam stanowczo, że ani Schiller, ani sam Platon, porównując wyraz myśli, nie pisali piękniej od Kanta. Każda forma musi być formą swego materiału”. 

Zaskoczeni? Jednak nie śpieszmy się z określeniem naszego dzielnego bohatera mianem Flauberta filozofii. Przyjrzyjmy się ostatniej części wypowiedzi Cohena: „Każda forma musi być formą swego materiału”. Pamiętajmy o tym, że filozof prawdę ceni bardziej niż styl (dla pisarza rzecz ma się zgoła odwrotnie), co sprawia, że styl jest nie tylko ograniczony przez talent (któż jednakże śmiałby odmawiać go Kantowi!), lecz nade wszystko przez samą prawdę. Tak tak – prawda leży na dnie transcendentalnego oceanu. A że to dno jest zamulone – za to już nie należy winić Kanta. Nie można zatem pisać o dedukcji czystych pojęć intelektu jak o bandzie grasującej w Lesie Czeskim a idei tablicy kategorii nie odda byle metafora jaskini. Tego po prostu nie można było napisać inaczej: w tym przypadku forma idealnie oddaje materię.

2 komentarze:

  1. Forma mnie swego czasu męczyła, czy też materia - nie wiem, w każdym razie męczyła i usypiała. Może nie dorosłem do wielkości Dzieła, kto wie, bo trawiłem ciężko...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem zakochany w I. Kancie!
    Zrobił swoje a jego urobek wciąż syci i gasi pragnienie takich jak ja

    OdpowiedzUsuń