Wielokrotnie pisałem na
blogu o mękach, na jakie narażony jest czytelnik pism Kanta. Przypomnę tylko
biednego Törlessa, któremu, po przeczytaniu zaledwie kilku stron Krytyki czystego rozumu, niemal
eksplodował mózg. Panuje powszechna opinia, że styl nie jest mocną stroną
niemieckiego filozofa. Są jednak i głosy odmienne. Jeden z największych
znawców filozofii Kanta Hermann Cohen odważnie pisze: „Stwierdzam stanowczo, że
ani Schiller, ani sam Platon, porównując wyraz myśli, nie pisali piękniej od
Kanta. Każda forma musi być formą swego materiału”.
Zaskoczeni? Jednak nie
śpieszmy się z określeniem naszego dzielnego bohatera mianem Flauberta
filozofii. Przyjrzyjmy się ostatniej części wypowiedzi Cohena: „Każda forma
musi być formą swego materiału”. Pamiętajmy o tym, że filozof prawdę ceni
bardziej niż styl (dla pisarza rzecz ma się zgoła odwrotnie), co sprawia, że
styl jest nie tylko ograniczony przez talent (któż jednakże śmiałby odmawiać go
Kantowi!), lecz nade wszystko przez samą prawdę. Tak tak – prawda leży na dnie
transcendentalnego oceanu. A że to dno jest zamulone – za to już nie należy
winić Kanta. Nie można zatem pisać o dedukcji czystych pojęć intelektu jak o bandzie
grasującej w Lesie Czeskim a idei tablicy kategorii nie odda byle metafora jaskini.
Tego po prostu nie można było napisać inaczej: w tym przypadku forma idealnie
oddaje materię.
Forma mnie swego czasu męczyła, czy też materia - nie wiem, w każdym razie męczyła i usypiała. Może nie dorosłem do wielkości Dzieła, kto wie, bo trawiłem ciężko...
OdpowiedzUsuńJestem zakochany w I. Kancie!
OdpowiedzUsuńZrobił swoje a jego urobek wciąż syci i gasi pragnienie takich jak ja