„Czy istnieją jeszcze jakieś historie możliwe, historie godne pisarza?”*
Agent tekstylny Alfredo Traps (45) miał wypadek. Niegroźnie rozbił swego Studebakera. Choć mógł wrócić do domu pociągiem, pozostał jednak na wsi. Miał ochotę na przygodę (rzecz jasna miłosną). Nic z tego. Jedyny nocleg, jaki znalazł, prowadził emerytowany prawnik. Przypadkiem tego wieczoru gospodarz zaprosił swych starych kolegów na kolacje. A było ich trzech: nieważne nazwiska (zob. rys.), dość powiedzieć, że do stołu zasiedli: sędzia, obrońca i prokurator.
Portrety bohaterów opowiadania wg Autora (ze strony Schweizerisches Literaturarchiv) |
A mieli oni swoje emeryckie hobby. Podczas kolacji bawili się w sąd. Odtwarzali już wiele historycznych procesów (Sokratesa, Dreyfusa, Jezusa). Zabawa była przednia. Tym razem trafiła im się nie lata gratka, na oskarżonego wybrali Alfredo Trapsa, agenta tekstylnego. „Bardzo lubię gry” – rzekł nasz bohater.
Dalej już nie zdradzę, choć to nie kryminał. Intryga i ironia jak zawsze u Dürrenmatta pyszna. Przede wszystkim jest inteligentnie i jest jakaś historia zupełnie możliwa – co również jest cechą wyróżniającą twórczość Szwajcara.
„Nasza droga prowadzi w ten świat katastrof, na jej zakurzonym obrzeżu, obok ścian wypełnionych reklamami bytów Bally, wozów Studebakera, lodów śmietankowych i tablicami pamiątkowymi znaczącymi miejsca spoczynku nieszczęśliwych ofiar wypadków, zdarzają się jeszcze historie możliwe, w których z tuzinkowej twarzy wyziera nagle ludzkość, czyjś pech nabiera mimochodem sensu ogólnego, sąd i sprawiedliwość stają się nagle widoczne, może i łaska, wyjednana przypadkiem, obita w monoklu pijanego”*.
Do poczytania:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz