Już pierwsze spojrzenie na okładkę mówi bardzo wiele. Tytuł – Drogi wolności, autor – Jean-Paul Sartre. I już mniej więcej wiemy, czego możemy się spodziewać, jako że problem wolności i francuski egzystencjalizm są ze sobą związane niczym przysłowiowe jajko i kura.
Rzeczona książka Sartre’a składa się z trzech części. Pierwsza – Wiek męski – napisana została w duchu klasycznej narracji, w której wszystkie związki przyczynowo-skutkowe są jasno określone. Tom jednak wymyka się klasycznym regułom narracyjnym, ze względu na brak charakterystyk bohaterów, co byłoby sprzeczne z tezami filozoficznymi autora.
Przedstawieni w Wieku męskim bohaterowie książki, są pokazani tylko przez sytuacje, w których funkcjonują i przez dokonywane przez siebie wybory. Człowiek nie jest wszak, jak głoszą egzystencjaliści, z góry określonym charakterem – ale projektem, który sam siebie tworzy w każdym momencie swego życia, wraz z każdą podejmowaną przez siebie decyzją. Postępując zgodnie z sobą i swymi przekonaniami – realizujemy swoją wolność i wybieramy życie autentyczne. W przeciwnym wypadku – popadamy w złą wiarę (la mauvaise fois), rezygnując z samych siebie.
W zasadzie każda z postaci przedstawionych w Drogach wolności idzie tą drugą drogą. I każdy, jak Mateusz Delarue – jeden z głównych bohaterów – mógłby powiedzieć:
„Wiodłem życie bezzębne – pomyślał. – Życie bezzębne. Nigdy nie gryzłem, czekałem, rezerwowałem na później – i spostrzegłem się właśnie, że już nie mam zębów”*.
W dalszych częściach książki (w których Sartre rezygnuje już z klasycznych form narracji) – Zwłoka i Rozpacz – widzimy te same postaci jako uwikłane w Historię, w decydującej mierze determinującą ich życiową sytuację. Drugi tom obejmuje kilka dni przed przystąpieniem Francji do drugiej wojny światowej, gdy ogłaszana jest powszechna mobilizacja. Akcja trzeciego tomu toczy się natomiast podczas czerwcowych dni tuż przed francuską kapitulacją po ofensywie Niemiec w 1940 roku.
Francuzi zgłaszają się do wojska w większości z entuzjazmem, chcą „bić się”, „działać”:
„Liczyli na wojnę - liczyli, że dzięki niej osiągną wiek męski, który nada im prawa ojców rodziny i byłych kombatantów; był to uroczysty rytuał wtajemniczenia”*.
Szybko jednak ogarnia ich frustracja, gdy okazuje się, że ze względu na sytuację dziejową także w momencie, w którym – jak sądzili – mogliby wykazać się bohaterstwem, zrobić coś, co pomoże im zrehabilitować we własnych oczach, także pogrążają się w złej wierze.
Książkę Sartre’a czyta się świetnie, nawet – jak przypuszczam – nie znając jej filozoficznego background’u. I chyba każdego czytelnika w pewnym momencie nachodzi myśl – czy i ja też przypadkiem nie tracę zębów...?
*Cytaty pochodzą z książki: Jean-Paul Sartre, Drogi wolności, tłum. Julian Rogoziński, Wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2005.
Bezzębność to chyba choroba naszego wieku - najpierw się uczymy, żeby mieć pracę, potem pracujemy, by zarobić na późniejsze życie, a potem... potem już nie mamy zębów. Książka zapowiada się świetnie!
OdpowiedzUsuń