piątek, 25 listopada 2011

Symptomy bibliomanii

Agnieszka Drotkiewicz pisała swego czasu o „dziewczynach pióra”. Anne Fadiman to bezsprzecznie jedna z nich, do tego nieuleczalnie chora na zaszczepioną genetycznie bibliomanię*. Choroba ta ma poważne konsekwencje dla chorego, jego rodziny, przyjaciół, a nawet (w znaczący sposób!) dla zamieszkiwanej przezeń przestrzeni.
Dla tych, którzy chcieliby sprawdzić, czy sami nie są nosicielami tego zjadliwego wirusa (choć atakującego stosunkowo niewielką część populacji, w każdym razie z całą pewnością – jak  pokazały zeszłoroczne badania BN** – w Polsce epidemia nam nie grozi), Fadiman napisała przewodnik po tej chorobie, w którym kolejno opisuje zarówno wczesne symptomy, jak i objawy charakterystyczne dla zaawansowanego stadium rozwoju schorzenia.
By szanownym czytelnikom ułatwić zadanie autodiagnozy, zamieszczam poniżej kwestionariusz (oparty oczywiście na pracy Fadiman). Każdy, kto udzielił co najmniej trzech twierdzących odpowiedzi proszony jest o udanie się do najbliższego punktu pierwszej pomocy***.

  1. Czy masz emocjonalny stosunek do zgromadzonych przez siebie woluminów?
  2. Czy w trakcie wizyty w antykwariacie towarzyszy Ci nieusuwalny entuzjazm, a po odnalezieniu wśród wielu tytułów tego upragnionego – skoki ciśnienia?
  3. Czy Twój stosunek do książek jest radykalny (do wyboru: radykalnie dworski [nie wolno niszczyć książek!]  i radykalnie wyluzowany [czytaj gdzie chcesz, notuj na marginesach i ciesz się lekturą])?
  4. Czy w przypadku braku jakiejkolwiek książki pod ręką odczuwasz niepokojący i nasilający się z czasem głód lektury (który starasz się niekiedy zaspokoić czytaniem czegokolwiek)?
  5. Czy w jakichkolwiek sytuacjach codziennych najpierw rzucają Ci się w oczy literówki, błędy interpunkcyjne bądź inne niedociągnięcia korektorskie – a dopiero później sedno sprawy, o którą w danej sytuacji chodzi?
  6. I wreszcie: czy cierpisz na chroniczny brak wolnej przestrzeni, na której mógłbyś układać swe nowe książkowe nabytki?

Objawów choroby jest znacznie więcej. Zainteresowanych (i zainfekowanych) odsyłam do świetnej „książki o książkach” Anne Fadiman – Ex libris. Wyznania czytelnika, opatrzonej fantastycznymi redaktorskimi dopowiedzeniami autorstwa Jana Gondowicza.



Anne Fadiman, Ex libris. Wyznania czytelnika, tłum. Hanna Pustuła, Paweł Piasecki, oprac. i noty Jan Gondowicz, wyd. Świat Literacki, Izabelin 2004.


*Odmiana genetyczna nie jest jedyną możliwą – nierzadko zdarzają się chorzy na nabytą odmianę bibliomanii.
**Chodzi o słynny raport Biblioteki Narodowej, zgodnie z którym jedynie połowa W.P. Rodaków sięga w ciągu roku po jakąkolwiek książkę.
*** Może to być antykwariat, księgarnia, biblioteka lub po prostu jakakolwiek najbliższa półka z książkami.

11 komentarzy:

  1. ad.1 - Nie znoszę pożyczać MOICH książek; ich miejsce jest na regale, pod MOJĄ ręką, nie powinny opuszczać swojego miejsca.
    ad.2 - W antykwariatach, na allegro... poluję i cieszę się z udanych łowów jak dziecko. Wizyta listonosza z upragnioną paczuszką, to wydarzenie!
    ad.3 - Oczywiście, że nie wolno niszczyć, toć to barbarzyńtwo w najgorszym wydaniu! Podkreślenia i notatki na marginesach, oraz gwiazdki i wykrzykniki przy co ważniejszych podkreśleniach, to oczywiście nie niszczenie, to immanentna część czytania.
    ad.4 - Mam takie pozycje, które można czytać na raty, albo do których można wracać, w przypadku braku czegoś nowego. Nie ryzykuję syndromu odstawienia.
    ad.5 - Nie lubię niedbalstwa, tego drukowanego szczególnie...
    ad.6 - Z tym sobie radzę, są sposoby:

    http://dhousehusband.blogspot.com/2011/11/jak-ustawic-ksiazki-na-poce.html

    Czy to czas na terapię? Nie, w życiu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Punktu piątego nigdy bym nie zakwalifikowała do bibliomanii, co najwyżej do nastawienia do tekstu czytanego albo ogólnej spostrzegawczości - wydaje mi się, że istnieją czytelnicy, którym takie niedociągnięcia umykają, a mają na uwadze sedno sprawy i - niewiele to poprawia stan ich choroby ;) Chociaż pewnie można to też rozdzielić: źle zrobiona bibliografia będzie razić, bo jest ona swoim sednem, natomiast brak samogłoski w jakimś akapicie może przemknąć niezauważony w ferworze lektury ;) Ale to tylko luźne uwagi na marginesie, jeszcze muszę ten symptom przemyśleć i zbadać na jakiejś grupie chorych.
    Swoją drogą dawno nic mnie tak nie rozbawiło jak "radykalnie dworski" stosunek do książek ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Desperate Househusband - też nie mam zamiaru leczyć mojej - jakże zaawansowanej - bibliomanii:) Dlatego wydaje mi się, że zarażonym należy zalecić jedyny w moim przekonaniu właściwy środek zaradczy, a mianowicie sięgnięcie do półki z wiadomo-czym:)

    Magdalena - zgadzam się, że punkt piąty jest dyskusyjny. Sama Fadiman poświęciła jednak tej kwestii cały esej, coś w tym zatem pewnie jest, choć możliwe, że tylko w niektórych przypadkach:)

    Co do stosunku do książek, to mój jest (gdyby kierować się wytycznymi autorki "Ex librisu") umiarkowanie dworski - mam całą kolekcję zakładek (i tylko tak zaznaczam miejsce, w którym przerwałam czytanie), nie wyobrażam sobie zaginania stron, wyrywania kartek czy czytania w wannie. Ale podkreślanie ołówkiem (choć wyłącznie moje i wyłącznie we własnych książkach) - to już ok.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Może tak jest, nie wiem, bo też nigdy bym się do grupy bibliomanów nie zaliczyła - kojarzy mi się to właśnie tak "chorobliwie" ;) Wiem, że to jest żartobliwe określenie, ale nie myślę o swojej przyjemności albo zwyczaju czytania w kategoriach uzależnienia - może dlatego, że lubię robić i robię tuzin innych rzeczy, a że czytanie sytuuje się gdzieś w górnych rejestrach - cóż ;) Przynależność do tej grupy jest orzekana o podmiocie (koszmarne określenie, ale orzekanie o podmiocie sprawia mi taką dziwną przyjemność, gdy na nie patrzę, że nie usunę) czy dobrowolna - Fadiman coś na ten temat pisze? ;)
    A propos dworskiego stosunku rozbawiło mnie sformułowanie, nie stosunek sam. Myślę, że mało który miłośnik książek przechodzi do porządku dziennego nad oślimi rogami, zakładki są mile widziane. Sama nie piszę, albo może rzadko piszę po książkach, nawet po tych tekstach, które muszę przeczytać, bo później ktoś mnie z nich przepyta ;) , robię za to osobne notatki (osobne przyjemności), bo wydaje mi się, że jeżeli spontanicznie w trakcie pierwszego czytania coś sobie zanotuję, to stanę się później niewolnikiem tej jednej interpretacji na marginesie, i późniejsze myśli drugiej lektury (drugiego żeglowania) będę zbywać w ukłonie dla tego, co mi pierwsze przyszło do głowy. Nie podkreślam, ale to już tylko dlatego, żeby tę linię nie-zanieczyszczania tekstu kontynuować. Za to uwielbiam książki, w których poprzedni czytelnicy coś podkreślili albo zapisali - to tak jakbym miała drugą książkę ;) Najbardziej lubię złapać taki egzemplarz, gdzie jest komentarz na ostatniej stronie - chciałam to kiedyś spisywać - albo lepiej: odpisywać sobie ;) Takie listy, pieśni na wyjście, o

    OdpowiedzUsuń
  5. Sama Fadiman nie używa tego określenia, nie pisze też o tej nieusuwalnej potrzebie czytania jako o "chorobie". To określenie jest moje, przyszło mi do głowy, bo wiele spośród opisywanych w książce zachowań tak dalece odbiega od tzw. "normy", że biblofilów vel biblomanów często patrzy się jak na dziwaków (a elegancko rzecz ujmując - ekscentryków).
    Sama Fadiman opisuje doświadczenia swoje i swojej rodziny jako ludzi, których życie jest przesycone rozmaitymi rodzajami kontaktu z książką, których sposób życia wynika z tych kontaktów. Opowiada pełne uroku historie o ważnych dedykacjach, łączeniu bibliotek (swojej i męża, a potem - także tej połączonej biblioteki z częścią ojcowskiego zbioru), czytaniu na głos, wyłapywaniu literówek i innych błędów wszędzie, gdzie tylko się da. O różnych sposobach kochania książek i traktowania ich (tu pada to określenie: dworski stosunek do książek; zresztą rodzina Fadiman daleka jest od takiego właśnie traktowania woluminów - nie używają zakładek, topią książki w wannie, piszą, kreślą, zaginają...).
    Książka jest urocza, a sama bibliomania to w moim przekonaniu całkiem fajna choroba, na jaką [jakiś] podmiot może [mógłby] zapaść.
    No i oczywiście - bibliomania jest w dużej mierze dobrowolna. Choć - jak pisze autorka - ona sama musiała pewne jej objawy przejąć w genach:)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja uwielbiam czytać w wannie, nie zaczynam czytania bez ołówka, książki trzymam według porządku alfabetycznego, nie mogę - niestety - czytać w autobusach (kręci mi się w głowie) i myślę o świętokradztwie: rozważam zakup... Kindle'a.
    Pozdrawiam
    debe

    OdpowiedzUsuń
  7. Polecam Kindle'a gorąco. Zero zawodu, a papierowe książki wciąż czytam, czego dowodem jest taka Fadiman, którą "w papierze" własnie poznałem.

    Nawiasem mówiąc - przeciwnikami czytników są z reguły ci, którzy nigdy nie mieli ich w rękach
    ;-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za ten edukacyjny wpis i pouczające komentarze przedmowców (no i zachętę do Kindle'a, muszę to rozważyć). Pamiętam, że w filmiku promującym Uniwersytet w Helsinkach jest taki moment, gdzie nagi pan czyta coś w saunie i nagle po książce przewalają się strugi wody. Filmik jako całość jest niezły, ale ta scena mrozi krew w żyłach. To chyba przejaw zamiłowania do "dworowania książkom" ;-) Nie będę tu linka wklejać, bo ktoś jeszcze może zareagować równie gwałtownie... A punkt piąty też mi się wydaje dyskusyjny, tak jak Magdalenie.

    OdpowiedzUsuń
  9. to teraz ja:
    1. nie cierpie uzywanych i antykwarycznych ksiazek, musi byc fresh new, calkiem dziewicza, inaczej darze ja niechecia, wole miec ksero czy foto, serio
    2. tak, nie mam juz miejsca na ksiazki. NIGDZIE
    3. dopuszczam do swojej mysli opcje, ze ksiazka w jakis sposob zostanie naruszona (pognieciona np.), ale sprawca swietokradztwa moge byc tylko ja, biada ci jesli masz moja ksiazke i przykleiles do niej gume do zucia, sama moge to zrobic, ale ja, ja i tylko ja
    4. predzej oddam komus za daramo czy przekaze; brzydze sie sprzedawaniem i wyprzedawaniem wlasnego ksiegozbioru
    5. wstydliwe wyznanie: ukradlysmy kiedys na kempingu z kolezanka ksiazke symatycznym Holendrom, bo dzien wczesniej zniknal nam recznik, wiec uznalysmy ze raz w kula, zawsze w kula.... ksiazke po niderlandzku ma w swoich zasobach ona
    6. lubie kolekcje - np jeden autor w jednej szacie graficznej, ale juz zbiorowkami w stylu kanon na XX wiek czy 50 autorow na 50lecie sie nie zainteresuje
    7. lubie ksiazki paperback, wydaje mi sie wtedy ze jestem strasznie pro-eko
    8. nie lubie beletrystyki w twardych oprawach, to moze dane wydanie zdyskwalifikowac


    jak sobie cos jeszcze uswiadomie to dopisze:-)
    aga gaw

    OdpowiedzUsuń
  10. Krańcowy przypadek obsesji na punkcie książek jest interesująco przedstawiony w książce Carlosa Marii Domingueza "Dom z papieru". "Książki są niebezpieczne"

    OdpowiedzUsuń
  11. A propos tematu, polecam wywiad z Manguelem w grudniowym "Bluszczu"!

    OdpowiedzUsuń