Nieomal dwieście lat temu, 21 listopada 1811 roku, nad jeziorem Wansee, wybitny niemiecki dramaturg, Heinrich von Kleist, precyzyjnym strzałem w usta (tak, aby nie uszkodzić twarzy) zastrzelił swą przyjaciółkę, Adolfinę Henriettę Vogel. Następnie w taki sam sposób zabił siebie. Wiele słów napisano o tym samobójstwie, czyniąc z niego pewnego rodzaju akt filozoficzno-literacki.
Dziesięć lat wcześniej, Kleist po raz pierwszy przeczytał Kanta (prawdopodobnie Krytykę czystego rozumu). Dzieło to doprowadziło go do traumatycznych przeżyć. Tezy „smutnej filozofii” zdruzgotały młodego pisarza. „Straciłem mój jedyny, najwyższy mój cel, teraz innego nie mam…” Cóż takiego się stało? Winna była filozofia Kanta, według którego poznanie prawdziwego świata jest dla człowieka niedostępne. Zgodnie z filozofią Kanta – jak wywodził Kleist - gdybyśmy zamiast oczu mieli zielone szkła, sądzilibyśmy, że wszystkie przedmioty na jakie patrzymy, są zielonego koloru. Nie wiedzielibyśmy jednak, czy owa zieleń przysługuje rzeczom, czy może zależy wyłącznie od naszego widzenia. To samo można powiedzieć o rozumie, który nie jest w stanie rozstrzygnąć, co jest prawdą a co pozorem.
Tak oto Kant, pozbawiwszy świata jego realnej podstawy, uczynił życie Kleista piekłem. Ten w liście do Wilhelminy von Zenge pisał: „Bezczynnie krążyłem po swym pokoju, siadywałem przy otwartym oknie, wybiegałem na powietrze, wreszcie jakiś wewnętrzny niepokój pędził mnie po tawernach i kawiarniach, chodziłem, by się rozerwać, na przedstawienia i koncerty, a nawet chcąc się zagłuszyć, popełniłem głupstwo…” Co za głupstwo? Tego niestety nie wiem. Choć biedak nie mógł ani jeść, ani czytać, to na szczęście mógł pisać.
Czy kryzys związany z Kantem miał wpływ na samobójstwo Kleista? Nie jest to pewne, niech jednak jego przypadek będzie przestrogą dla tych, którzy uważają, że filozofia nie ma nic wspólnego z życiem… i śmiercią.
A. Masson:Portret poety Kleista (1939). Zamiast kuli w ustach znajduje się kwiat |
Do poczytania:
H. von Kleist: Listy. Przekład i wstęp Wandy Markowskiej. Wyd. Czytelnik. Warszawa 1983.
Świetny wpis. Obraz też robi wrażenie:):)
OdpowiedzUsuń