Moja droga do Buckley'a rozpoczęła się w połowie lat 80. Być może w Programie III Polskiego Radia. Usłyszałem wówczas piosenkę Song to the Siren zespołu This Mortail Coil. TMC był projektem Pana Ivo Watt-Russella, założyciela wytwórni 4AD. Chodziło o to, aby jego podopieczni nagrali kilka fajnych piosenek. Wydali pod tym szyldem trzy płyty. I właśnie z pierwszej płyty (w moim przekonaniu najlepszej) It'll End in Tears (1984) pochodzi owa Pieśń. Robin Guthrie gra na gitarze, Elisabeth Fraser śpiewa, a zatem niemal w całości prezentuje się słynny Cocteau Twins (jesteśmy przecież na blogu o książkach). Fraser wówczas mało śpiewała w znanym ludziom języku, ale wyszło tak:
Nie najgorzej, choć może za bardzo dramatycznie. No, ale łódka tonie, on czeka i usycha itd. Dowiedziałem się, że jest to cover piosenki Tima Buckley'a (napisanej wspólnie z Larry Beckettem) z 1970 roku. Tak oto zainteresowałem się Timem Buckley'em III. Ten amerykański artysta, tworzący na przełomie lat 60/70, był przedstawicielem stylu, nazywanego psychodelicznym folkiem. Podoba mi się ta nazwa. Kalifornijski, radosny folk - w przeciwieństwie do smutasa Dylana. Tak prezentowała się Tim Buckley.
Niestety, 28 czerwca Tim Buckley 1975 roku, w wieku 28 lat (a jakże), został znaleziony martwy w pokoju hotelowym. Heroina. I jeszcze jeden ważny fakt: w 1966 Tim Buckley został ojcem. Mary Guibert urodziła syna - Jeffa. I tak oto dotarłem do Jeffa Buckley'a. Poznałem jego muzykę, gdy był już uznaną gwiazdą (choć to chyba złe słowo). Wielki talent. Jego debiut, płyta "Grace" (1994), to jedna z najważniejszych płyty XX wieku. Nowy Dylan, nowy Springsteen... Niesamowity głos, ekspresja i gitara.
W maja 1997 nagrywa nowy materiał w Memphis. 29 maja idzie popływać w Wolf River. Kilka dni później znajdują jego ciało w rzece.
Na koniec, ponownie Fraser. Tym razem z Buckley'em. Wiodło im się różnie, o czym mówi ta piękna piosenka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz