poniedziałek, 25 marca 2013

Korzeniec i inni Sosnowiczanie




Alojzy Korzeniec – samozwańczy król kafelkarzy w Sosnowicach Warszawskich A.D. 1913 – spędził swój ostatni wieczór w okolicach Pogoni (dzielnicy dzisiejszego Sosnowca szczególnie bliskiej twórcom tego bloga), gdzie złapał dorożkę, którą pojechał w kierunku Parku Sieleckiego, skąd niespiesznym krokiem udał się do centrum. W Victorii wychylił kufel piwa, przysłuchując się rozmowom tamtejszych bywalców. I wtedy właśnie widziano go po raz ostatni. Niedługo później, na nasypie kolejowym w pobliżu sosnowickiego dworca, znaleziono zwłoki pozbawione głowy. Jak słusznie domyślają się czytelnicy niniejszej notki, były to zwłoki mistrza kafelkarskiego rzemiosła: A. Korzeńca.

Tak z grubsza rysuje się punkt wyjścia świetnej książki Zbigniewa Białasa Korzeniec. Akcja rozwija się wielokierunkowo, z wolna zmierzając ku rozwiązaniu zagadki. A właściwie zagadek, bowiem poza zasadniczą sprawą kryminalną, w trakcie rozwoju poszczególnych wątków książki, gromadzą się coraz to nowe tajemnice i niedopowiedzenia. Dotyczą one choćby pani Korzeńcowej czy prowadzącego (na jej prośbę) prywatne śledztwo redaktora Monsiorowskiego, ale także reprezentantów wyższych sfer, czyli osiadłych w Sosnowicach słynnych rodów: Schöenów i Dietlów.

Pałac Schoena
Pałac Dietla


A wszystko to w atmosferze ówczesnego multi-kulti, u zbiegu trzech zaborów, w lekkich oparach absyntu, rodzącego się (także w Sosnowcu!) ruchu sufrażystek i alkoholowych dyskusji zagłębiowskiej bohemy. A wszystko tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej, której chmury nadpływają także nad Sosnowice.

Książka Z. Białasa jest lekka i treściwa zarazem. Lekkie są styl i język, wiele tu także mrugnięć okiem do czytelnika, i to nie tylko takiego, który wie cokolwiek o dziejach Sosnowca i okolic. Jeśli bowiem nie wie – to z Korzeńca na pewno się dowie. Akcja powieści została bowiem świetnie osadzona w realiach historycznych i obyczajowych.

Zbigniew Białas: Korzeniec, wydawnictwo MG, Warszawa 2011.


3 komentarze:

  1. to, co mialam do napisania wlasciwie juz wyrazilam - koniecznie do teatru!
    a propos - w tamtym tygodniu premiere mial kolejny (podobno dobry) spektakl w TZ; jesli znacie Hanocha Levina to Łukasz Kos zrobil przedstawienie na podstawie jego dramatu; nie widzialam, ale fama niesie, ze niedlugo slaskie teatry pochowaja sie ze wstydu przed tym zaglebiowskim:)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Korzeniec" był miłą niespodzianką. Czytając go, myslałam o innej książce, która z równie dobrym poczuciem humoru opisywała nieco inny rejon Polski (właściwie rejon po przekątnej Polski), "Prima Aprilis" Wojciecha Pogonowskiego. Polecam dla porównania i pozdrawiam z daleka! ps. czekam na relacje z wojaży Gargamela :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam, że tylko mieszkańcy Sosnowca mogą się tak chwalić wycieczkami do Warszawy! ;-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń