Alojzy Korzeniec – samozwańczy
król kafelkarzy w Sosnowicach Warszawskich A.D. 1913 – spędził swój ostatni
wieczór w okolicach Pogoni (dzielnicy dzisiejszego Sosnowca szczególnie
bliskiej twórcom tego bloga), gdzie złapał dorożkę, którą pojechał w kierunku Parku Sieleckiego, skąd niespiesznym krokiem udał się do centrum. W Victorii wychylił
kufel piwa, przysłuchując się rozmowom tamtejszych bywalców. I wtedy właśnie
widziano go po raz ostatni. Niedługo później, na nasypie kolejowym w pobliżu sosnowickiego
dworca, znaleziono zwłoki pozbawione głowy. Jak słusznie domyślają się
czytelnicy niniejszej notki, były to zwłoki mistrza kafelkarskiego rzemiosła:
A. Korzeńca.
Tak z grubsza rysuje się
punkt wyjścia świetnej książki Zbigniewa Białasa Korzeniec. Akcja rozwija się wielokierunkowo, z wolna zmierzając ku
rozwiązaniu zagadki. A właściwie zagadek, bowiem poza zasadniczą sprawą kryminalną,
w trakcie rozwoju poszczególnych wątków książki, gromadzą się coraz to nowe
tajemnice i niedopowiedzenia. Dotyczą one choćby pani Korzeńcowej czy prowadzącego
(na jej prośbę) prywatne śledztwo redaktora Monsiorowskiego, ale także reprezentantów
wyższych sfer, czyli osiadłych w Sosnowicach słynnych rodów: Schöenów i
Dietlów.
Pałac Schoena |
Pałac Dietla |
A wszystko to w atmosferze
ówczesnego multi-kulti, u zbiegu trzech zaborów, w lekkich oparach absyntu,
rodzącego się (także w Sosnowcu!) ruchu sufrażystek i alkoholowych dyskusji
zagłębiowskiej bohemy. A wszystko tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej,
której chmury nadpływają także nad Sosnowice.
Książka Z. Białasa jest
lekka i treściwa zarazem. Lekkie są styl i język, wiele tu także mrugnięć okiem
do czytelnika, i to nie tylko takiego, który wie cokolwiek o dziejach Sosnowca i
okolic. Jeśli bowiem nie wie – to z Korzeńca
na pewno się dowie. Akcja powieści została bowiem świetnie osadzona w realiach
historycznych i obyczajowych.
Zbigniew Białas: Korzeniec, wydawnictwo MG, Warszawa
2011.
to, co mialam do napisania wlasciwie juz wyrazilam - koniecznie do teatru!
OdpowiedzUsuńa propos - w tamtym tygodniu premiere mial kolejny (podobno dobry) spektakl w TZ; jesli znacie Hanocha Levina to Łukasz Kos zrobil przedstawienie na podstawie jego dramatu; nie widzialam, ale fama niesie, ze niedlugo slaskie teatry pochowaja sie ze wstydu przed tym zaglebiowskim:)
"Korzeniec" był miłą niespodzianką. Czytając go, myslałam o innej książce, która z równie dobrym poczuciem humoru opisywała nieco inny rejon Polski (właściwie rejon po przekątnej Polski), "Prima Aprilis" Wojciecha Pogonowskiego. Polecam dla porównania i pozdrawiam z daleka! ps. czekam na relacje z wojaży Gargamela :-)
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że tylko mieszkańcy Sosnowca mogą się tak chwalić wycieczkami do Warszawy! ;-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam