sobota, 26 stycznia 2013

O pracy przydatnej i zdrowej


W naszej niekończącej się dyskusji o relacji filozofii do literatury, tym razem głos zabierze Zbyněk Fišer. Poeta, filozof, znany bardziej jako Egon Bondy. Tak tak, to słynny „papież” czeskiego undergroundu, którego podziwiają fani Hrabala oraz wielbiciele wczesnego czeskiego rocka. Nadszedł czas, by polubili go i filozofowie.



[Filozofia i poezja przecie]

Filozofia i poezja przecie
to kanalie jakich mało w świecie
Człowiek się do nich bierze
bo gdzież czyn coś więcej warty
Lepiej niż bać się wszystkiego jak zwierzę
stroić sobie z tego żarty

Ale czasem cię to kopnie jak krowa:
że jedyna praca przydatna i zdrowa
to poświęcić wszystkie zdolności i siły
by się ostatnie ludzkie stwory obwiesiły

Przeł. Leszek Engelking

czwartek, 17 stycznia 2013

Filozofia mody, filozofia stylu (3)


W jednym ze swych esejów, Georg Simmel wyjaśnia, że moda pozwala jednocześnie zaspokoić dwie ważne ludzkie potrzeby: indywidualizmu i naśladownictwa. Gdy połączyć ten charakterystyczny dla mody paradoks ze słabą pozycją kobiet w kulturze i społeczeństwie, otrzymamy wniosek jasny (jak to, że 2 + 2 = 4): kobiety z tak szczególną mocą ulegają modzie, gdyż ich słaba pozycja sprawia, że unikają indywidualizmu. W obszarze typowości, w który zostały wrzucone, starają się jednak wyróżnić, co – równie mocno, jak możliwość uniformizacji – daje im właśnie świat mody*.

Być może z tych właśnie względów, które wskazał Simmel, Jean Wahl – słynny francuski filozof, profesor Sorbony, mężczyzna (!) – w tak małym stopniu dbał o swój przyodziewek.
Oto bowiem, czego dowiadujemy się o nim z dziennika młodziutkiej i jakże spostrzegawczej Susan Sontag:
Jean Wahl
„... Wczoraj (wczesnym popołudniem) poszłam na swoje pierwsze paryskie przyjęcie koktajlowe u Jeana Wahla [...]. Wahl okazał się mniej więcej taki, jak się spodziewałam – to drobny, szczupły, stary człowiek przypominający ptaka, o gładkich siwych włosach i szerokich, wąskich ustach. Jest piękny, tak jak piękny będzie Jean-Louis Barrault w wieku 65 lat, ale strasznie rozkojarzony i zaniedbany. Workowaty czarny garnitur z trzema wielkimi dziurami na tyłku, przez które widać (białą) bieliznę; dopiero co wrócił z Sorbony, gdzie wygłosił wykład o [Paulu] Claudelu”**.

Ach ta francuska nonszalancja...


* Chodzi o esej Kobieta a moda, który ukazał się w 1908 roku (sic!). Zarówno Gargamel, jak i Frankenstein wyrażają nadzieję, że wiele od tego czasu się zmieniło.  Choć niestety pewne modowe tezy Simmela pozostają w mocy.
Do poczytania: Georg Simmel, Filozofia kultury. Wybór esejów, przeł. Wojciech Kunicki, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2007.

** Cyt. z książki: Susan Sontag, Odrodzona. Dzienniki. Tom 1. 1947–1963, przeł. Dariusz  Żukowski, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2012.


sobota, 12 stycznia 2013

O 4:48 odwiedza mnie normalność


Czas na kolejny odcinek serii „literatura w muzyce”.

Zespół Tindersticks usłyszałem po raz pierwszy w audycji Tomasza Beksińskiego. Świetny klimat i głos Stuarta Staplesa sprawił, że od razu stałem się ich fanem. Ostatnia płyta potwierdziła dobrą formę zespołu z Nottingham.  

Z twórczością Sarah Kane zapoznałem się dopiero po jej tragicznej śmierci. Pamiętam, że toczył się wówczas spór wokół jej dramatów; że niby takie brutalne, że to tylko moda, która przeminie… podczas gdy Słowacki i Fredro niczym platońskie idee będą zawsze. I w ogóle kogo mogą obchodzić majaki chorej kobiety.

Kilka lat po jej śmierci zespół Tindersticks wydał utwór 4:48 Psychosis. Wykorzystano w nim fragmenty dramatu Kane o tym samym tytule. Jest to jej ostania praca, pisana częściowo w szpitalu, gdzie zmagała się z głęboką depresją. Niedawno przypominałem sobie tę sztukę. Wciąż robi wrażenie.  

Świetny utwór, choć raczej nie do nucenia.   

Uwaga: proszę nie patrzeć na obrazki tylko słuchać.



(fragment)

O 4:48
gdy odwiedzi mnie desperacja
powieszę się
wsłuchana w oddech Osoby którą kocham

O 4: 48
szczęśliwej godzinie
gdy odwiedza mnie jasność
ciepła ciemność
wsiąka w me oczy*

Do posłuchania:

Tindersticks: Waiting for the Moon (2003).

Do poczytania:

*Sarah Kane: Psychoza 4.48 (przekład fragmentu: Klaudyna Rozhin).


wtorek, 1 stycznia 2013

Kto się boi Immanuela Kanta? Część jedenasta

Wielokrotnie pisałem na blogu o mękach, na jakie narażony jest czytelnik pism Kanta. Przypomnę tylko biednego Törlessa, któremu, po przeczytaniu zaledwie kilku stron Krytyki czystego rozumu, niemal eksplodował mózg. Panuje powszechna opinia, że styl nie jest mocną stroną niemieckiego filozofa. Są jednak i głosy odmienne. Jeden z największych znawców filozofii Kanta Hermann Cohen odważnie pisze: „Stwierdzam stanowczo, że ani Schiller, ani sam Platon, porównując wyraz myśli, nie pisali piękniej od Kanta. Każda forma musi być formą swego materiału”. 

Zaskoczeni? Jednak nie śpieszmy się z określeniem naszego dzielnego bohatera mianem Flauberta filozofii. Przyjrzyjmy się ostatniej części wypowiedzi Cohena: „Każda forma musi być formą swego materiału”. Pamiętajmy o tym, że filozof prawdę ceni bardziej niż styl (dla pisarza rzecz ma się zgoła odwrotnie), co sprawia, że styl jest nie tylko ograniczony przez talent (któż jednakże śmiałby odmawiać go Kantowi!), lecz nade wszystko przez samą prawdę. Tak tak – prawda leży na dnie transcendentalnego oceanu. A że to dno jest zamulone – za to już nie należy winić Kanta. Nie można zatem pisać o dedukcji czystych pojęć intelektu jak o bandzie grasującej w Lesie Czeskim a idei tablicy kategorii nie odda byle metafora jaskini. Tego po prostu nie można było napisać inaczej: w tym przypadku forma idealnie oddaje materię.