środa, 14 marca 2012

Milczenie jest złotem. Część pierwsza

Bezdyskusyjnym zwycięzcą tegorocznej gali Oscarowej został Artysta Michaela Hazanaviciusa. Fakt ten wzbudził liczne dyskusje, w których ścierały się głosy chwalące pomysł powrotu do epoki kina niemego z oskarżeniami, zgodnie z którymi efekciarskiej formie filmu nie towarzyszy żadna głębsza treść.
Tym, którzy Artysty nie widzieli, z czystym sumieniem go polecam. Należę do stronnictwa cieszącego się z podjęcia przez jego twórców próby powrotu do początków kina i przypomnienia magii niemych filmów.
Możliwe, że jestem przypadkiem szczególnym, bo uwielbiam nieme filmy. Stąd pomysł na nowy blogowy cykl, przypominający wybrane pierwsze próby uchwycenia (i wykreowania) świata na taśmie filmowej.
Wybór będzie oczywiście całkowicie subiektywny.
Po tym przydługim wstępie przechodzę do rzeczy, czyli Nosferatu – symfonia grozy  z 1921 roku, w reżyserii Friedricha Wilhelma Murnaua. Filmu określonego przez Wernera Herzoga (w wywiadzie udzielonym w 1978 roku) mianem największego i najważniejszego filmu, jaki kiedykolwiek nakręcono w Niemczech*. Warto przypomnieć, że również Herzog wziął na warsztat ten sam temat w filmie Nosferatu wampir (1979). Herzog kategorycznie odżegnuje się od jakichkolwiek sugestii, jakoby jego Nosferatu miał być remake’em filmu Murnaua, myślę jednak że można z nim polemizować, bo całkiem wyraźnie zainspirował się filmem z 1921 roku. Także tworząc wybitne dzieło, dodajmy.
Co takiego wyjątkowego jest w filmie Murnaua?
Na pewno niesamowity nastrój, za Lotte Eisner można by rzec: demoniczny (Eisner jako demoniczne pojmuje – jak Goethe – to, co wymyka się rozumowi)**. Realizacja założeń ekspresjonizmu niemieckiego w plenerze (jako bodaj jedyny film ekspresjonistyczny, Nosferatu nie był kręcony wyłącznie w atelier) dała wyjątkowe rezultaty: groza wyłania się tu zewsząd, nie potrzebuje mroku nocy ani specjalnych dekoracji, tkwi w przyrodzie, przedmiotach, ludziach. I wampirach.





Wyjątkowy jest także główny bohater – graf Orlok. Monstrum pozbawiające życia i rozprzestrzeniające dżumę. Niesamowicie zagrany przez Maxa Schrecka. Porusza się powoli, a każdemu jego ruchowi towarzyszy cień – równie złowróżbny jak on sam. Nie ma w sobie nic z pociągających, romantycznych przedstawień wampirów z filmów dla nastoletniej publiczności.



* Por. Herzog. Przewodnik Krytyki Politycznej, Warszawa 2010.
** Por. Lotte Eisner: Ekran demoniczny, tłum. Konrad Eberhardt, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1974.

Więcej na temat postaci wampira w filmie:
Grażyna Stachówna: Władcy wyobraźni. Sławni bohaterowie filmowi. Wydawnictwo Znak, Kraków 2006.

15 komentarzy:

  1. Fajny pomysł na nowy cykl. Czekam na następne. Nie udało mi się jeszcze obejrzeć niemego dzieła, muszę koniecznie to nadrobić. Za to widziałem dzieło Herzoga, genialny film.

    OdpowiedzUsuń
  2. 'Nosferatu' Murnaua to faktycznie film robiący wielkie wrażenie. Właśnie w zestawieniu z takimi obrazami widać ubóstwo dzisiejszego kina. Klimat zastąpiono tanim (choć kosztownym) efekciarstwem a gdzieś po drodze zgubiono całą głębię.
    A co do filmy Herzoga - może to nie remake, ale inspiracje 'Symfonią grozy' widać dokładne, choćby przyglądając się powierzchowności monstrów w obu obrazach. Tak czy inaczej film Herzogowi wyszedł wspaniały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wyraźnie widać te inspiracje, sam Herzog zresztą przyznaje się wprost do fascynacji filmem Murnaua.
      Trafna ta uwaga o głębi - i o jej utraceniu przez współczesne kino. Być może ta teza jest nieco zbyt radykalna, ale z pewnością na przykładzie "Nosferatu - symfonia grozy" widać, że to nie techniczne fajerwerki tworzą istotę i magię kina.

      Usuń
    2. Radykalna, bo to uogólnienie. Nie twierdzę, że dziś nie powstają filmy wartościowe. Tyle tylko, że jest ich coraz mniej, a przynajmniej stosunkowo coraz mniej. To, co moglibyśmy nazwać 'głównym nurtem', to w większości szmira. Być może to kwestia zmiany gustu, czy sposobu patrzenia, ale coraz rzadziej zdarza mi się obejrzeć film, który by mnie powalił.

      Usuń
  3. Polecam film "Cień Wampira", który jest o tym, jak Murnau kręcił "Symfonię". W roli niemieckiego reżysera wystąpił John Malkovich, a w roli Schrecka wystąpił Willem Dafoe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widziałam tego filmu, ale słyszałam o nim. Muszę nadrobić:) A Murnaua gorąco polecam.

      Usuń
  4. "Artysta" jest bardzo ciekawy też z innego punktu widzenia - ukazuje, że w kinie najważniejszy jest człowiek, jego historia, a nie cała barokowa (dużo formy, mało treści) otoczka. Powiedzmy szczerze - "Avatar", tak chwalony przez Akademię, okazał się filmem bez scenariusza, pod tym względem beznadziejnym wręcz. Czy sama forma wystarczy? "Artysta" pokazuje, że nie. Na wielkie dla widzów szczęście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Avatar" oparty jest na bardzo prostym, można powiedzieć bajkowym schemacie: dobro-zło, bohater, który doznaje przemiany i okazuje się wyzwolicielem, miłość między "stworzeniami" z zupełnie różnych światów, która po wielu trudnościach dociera do szczęśliwego końca. W trakcie kilka zwrotów akcji, trochę magii i technologii i jest przepis na hollywoodzki hit.
      Nie potępiałabym tak bardzo "Avatara", choć muszę się zgodzić, że zbudowany jest na bardzo prostych, często eksploatowanych w kinie pomysłach fabularnych.

      Usuń
  5. Jakem świadek edukacji filmowej Marty (wyższej edukacji) potwierdzam, że to specjalistka w dziedzinie, zwłaszcza w temacie eksprezjonizmu, kobiety-wampów i nie tylko :-) Ten ostatni wpis to jedynie zaczątek! A co do "Artysty", to ja obejrzałam ten film z przysłowiowej czapy i wyszło mi to na dobre. Zachwyciła mnie forma, a jako, że uwielbiam niespodzianki, zwłaszcza inteligentne, to rozczulił mnie do cna. Scena, o którą chodzi z kolei... Chyba każdy ma swoje odczucia co do niej i interpretuje ją po swojemu. Ludzie na obczyźnie tym bardziej widzą w niej coś swojskiego :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)
      No Martynka, naoglądałyśmy się wspólnie tych "staroci":) A szczególnie miło wspominam nasze studenckie wtorkowe projekcje w Guga (z obowiązkowym piwem w łapce).
      Co do "Artysty", to trzeba też dodać, że niewątpliwie wzbogacił światową kinematografię o rewelacyjną, wręcz Oscara godną rolę zwierzęcą:))

      Usuń
    2. Tak! Piesek jest najlepszy!

      Usuń
  6. Z niemym kinem jest jak z kinem mówionym - wyprodukowało pewnie podobną ilość gniotów i dzieł wartościowych. Całkiem niedawno TVP Kultura rzuciło się na nieme kino szwedzkie.

    Aj, karamba! Wytrzymałem jakieś 20 minut...

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie nadrobiłem tą zaległości. Ze względów osobistych bardziej przypadł mi do gustu "Nosferatu" Herzoga, jednak to są inne czasy i inne pojmowanie kina. W kinie niemym, a także i w tym dziele, uwielbiam te oldschoolowe aktorstwo. Schreck genialny. Jest kilka fajnych ciekawostek odnośnie tego filmu: Reżyser uznał, że Schreck jest tak brzydki, że nie potrzebuje charakteryzacji (dodali mu tylko zęby). Co więcej, aby się w czuć w rolę nie zdejmował swojego kostiumu i spał w drewnianej trumnie:):):). W ogóle dzieło Murnau jest nieźle psychodeliczne, co jest dla mnie esencjalnym elementem jeśli chodzi o Horror. Tak jak w przypadku Egzorcysty z 1973 r.

    OdpowiedzUsuń
  8. ten film Hazanaviciusa jest totalnie amerykanski, hollywodzki i bardzo glamour (w tym przypadku to nie jest zarzut, Amerykanie nie zrobia 'francuskiego kina', a w druga strone - jak widac, jest to mozliwe...:-)), ale tak, podobal mi sie, dawno nie widzialam czegos tak swiezego, najbardziej podobala mi sie ostatnia scena, w pelni podpisuje sie pod komentarzem Berenice Bejo, ze przy kreceniu takich scen widac warsztat i fizyczna prace, ktora trzeba wykonac kiedy gra sie w tak wymagajacym filmie

    OdpowiedzUsuń