„Piosenka nigdy nie przychodzi do mnie w
pełni uformowana, w oślepiającym błysku natchnienia. Moja metoda pracy to
dłubanie. Majstrowanie. Jeśli melodia wpada mi zbyt łatwo do głowy, uznaję, że
nie jest zbyt dobra, wywracam ją na nice, przyglądam się jej w środku nocy.
Piosenka jest krótką formą i wszystko w niej ma znaczenie. W trwającym
czterdzieści pięć minut utworze może ci ujść sucho nawet morderstwo. Ale nie w
trzyipółminutowej piosence”.
Burt Bacharach to geniusz. Napisał
chyba ze sto hitów, które wciąż są za takie uznawane. Z pisaniem książek nie
idzie mu już tak dobrze, czego przykładem jest jego autobiografia, która
niedawno ukazała się w Polsce. Książka nosi tytuł jednego z jego wielkich
przebojów Krople deszczu padają mi na głowę. Oryginalnym tytułem jest inna –
ponoć w Polsce mniej znana piosenka – Anyone Who Had a Heart. Stateczny Pan
opowiada głównie o swym wykształceniu muzycznym, perfekcjonizmie, doprowadzającym
muzyków z nim pracujących do szału, o kobietach (miał cztery żony), o
koncertach z Marleną Dietrich, o tragicznym życiu jego córki Nikki (popełniła
samobójstwo), o fascynacji wyścigami konnymi, o współpracy i rozstaniu ze swym
znakomitym tekściarzem Halem Davidem. Nie można powiedzieć, by książka wciągała, pewnie zadowoli jedynie fanów Bacharacha. Napięcie wprowadzają przede wszystkim
wypowiedzi innych osób, które czasem stawiają mistrza w złym świetle – zwłaszcza w kwestiach
rodzinnych. Choć w sumie interesujący z niego gość, no i geniusz.
Dla młodziaków, którzy nie za bardzo
ogarniają o kim mowa (co jest szczerze mówiąc: obciachem), przedstawiam wypowiedź
człowieka, którego może znają. Noel Gallagher rzecze: „Gdybym potrafił napisać
piosenkę w połowie tak dobrą jak This Guy’s in Love with You czy Anyone Who
Had a Heart, umarłbym szczęśliwy”. I jeszcze raz bądźmy szczerzy: nie potrafi.
I coś do posłuchania, z setki hitów,
wybieram coś mniej znanego, fantastyczna muzyka z fantastycznego filmu:
Do poczytania:
Burt Bacharach: Krople deszczu padają mi
na głowę. Autobiografia. Przeł. Andrzej Szulc. Warszawa 2014.
Nie wiem o kim mowa, a że podlinkowany utwór jest rzeczywiście dobry, muszę przyznać - nie znać kompozytora to faktycznie obciach ;-)
OdpowiedzUsuńPoza tym, Gargamello i Frankensteinie - jakoś cicho tutaj na blogu, a szkoda. Zawsze można było z Wami coś nowego odkryć. ;-)
Pozdrawiam
Droga Magdaleno,
OdpowiedzUsuńDziękujemy za miłe słowa, mamy nadzieję na nowy, powakacyjny przypływ blogerskich sił.
Pozdrawiamy,
Gargamella i Frankenstein:)