piątek, 8 listopada 2013

O pocieszeniu, jakie daje jazda na rowerze

Z siodełka roweru świat wygląda inaczej. Przeważnie lepiej, no chyba, że musisz przebijać się przez tłum nerwowych ludzi lub słuchać krzyków jeszcze bardziej wnerwionych kierowców. David Byrne na swoim blogu od wielu lat próbuje przekonać nas do kultury rowerowej. Bo przejażdżki rowerowe mogą dostarczyć nie tylko ekonomicznego i zdrowotnego zadowolenia, lecz nade wszystko mają wymiar egzystencjalny i poznawczy.  

I tak, podróżujemy z Byrnem po Nowym  Jorku, San Francisco, Detroit, po amerykańskiej prowincji, Berlinie, Stambule, Buenos Aires, po Manili, Sydney czy Londynie. Jako że jest to człowiek znany i szanowany, pozwalają mu wszędzie ze sobą zabrać rower. Kiedy tylko nadarzy się okazja, wymyka się z hotelu na przejażdżkę. A tam czeka wiele niespodzianek.



Odwiedzamy muzea, kluby, kawiarnie, oglądamy freski Maxo Vanki, sztukę Otto Muehla, śledzimy historię Imeldy Marcos, słuchamy brazylijskich muzyków, przeżywamy australijską przyrodę itd. Czasem  rower zostaje w hotelu, lecz dzienniki nie są przez to mniej interesujące. A to dlatego, że Byrne potrafi obserwować i opowiadać. Robi to z humorem i dystansem, który dają mu zapewne niewygodne siodełko i obciachowy kask na głowie, na które zamienił wygodną limuzynę z ciemnymi szybami.
                                                                                                     
Oczywiście, nie mogło zabraknąć muzycznych refleksji. Byrne, o czym zresztą zaświadcza cały jego dorobek, potrafi słuchać. Mamy w książce również kilka politycznych kwestii. Jak wiadomo dobra polityka sprawia, że i rowerzystom jest łatwiej. Byrne od lat dąży to tego, by po jego ukochanym Nowym Jorku (betonowy moloch z kawałkiem parku) jeździło się trochę łatwiej. Bo z siodełka roweru świat wygląda inaczej. Ciekawej. I nie wolno zapominać o kasku.

Do poczytania:
David Byrne: Dzienniki rowerowe. Przeł. M. Molzan-Małkowska. Warszawa: Wydawnictwo WAB, 2011.

5 komentarzy:

  1. Och, Byrne jest fantastyczny. Gdyby nie Talking Heads, straciłbym wiarę w muzykę rockową.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja. Szkoda, że nic nowego wspólnie nie nagrywają.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. "betonowy moloch z kawałkiem parku", jestem wstrząśnięta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie jest aż tak źle. Może Martyna (jako była mieszkanka) się wypowie. W każdym razie w filmach Woody Allena nie jeżdżą na rowerach.
      Pozdrawiam
      Darek

      Usuń
  3. Faktycznie parkow tam wiecej niz ten jeden najwazniejszy i miasto sie zmienia caly czas (pro-rowerowo tez, miedzy innymi), ale nawet ja, wielki fan rowerow i uzytkownik, nie osmielilabym sie jezdzic na nim po Nowym Jorku poza wyznaczonymi trasami wzdluz rzeki Hudson. Parno, wieje, kierowcy szalency i latajace butelki z TIR-ow. No i nikt tam nie jezdzi w kasku, zapewniam!

    OdpowiedzUsuń