Z siodełka roweru świat wygląda inaczej.
Przeważnie lepiej, no chyba, że musisz przebijać się przez tłum nerwowych ludzi
lub słuchać krzyków jeszcze bardziej wnerwionych kierowców. David Byrne na swoim blogu od wielu lat próbuje przekonać nas do
kultury rowerowej. Bo przejażdżki rowerowe mogą dostarczyć nie tylko ekonomicznego i zdrowotnego zadowolenia, lecz nade wszystko mają wymiar egzystencjalny i poznawczy.
I tak, podróżujemy z Byrnem po Nowym Jorku, San Francisco, Detroit, po amerykańskiej
prowincji, Berlinie, Stambule, Buenos Aires, po Manili, Sydney czy Londynie. Jako że
jest to człowiek znany i szanowany, pozwalają mu wszędzie ze sobą zabrać
rower. Kiedy tylko nadarzy się okazja, wymyka się z hotelu na przejażdżkę. A
tam czeka wiele niespodzianek.
Odwiedzamy muzea, kluby, kawiarnie, oglądamy
freski Maxo Vanki, sztukę Otto Muehla, śledzimy historię Imeldy Marcos, słuchamy
brazylijskich muzyków, przeżywamy australijską przyrodę itd. Czasem rower zostaje w hotelu, lecz dzienniki nie są
przez to mniej interesujące. A to dlatego, że Byrne potrafi obserwować i opowiadać. Robi to
z humorem i dystansem, który dają mu zapewne niewygodne siodełko i obciachowy kask na głowie, na które zamienił wygodną limuzynę z ciemnymi
szybami.
Oczywiście, nie mogło zabraknąć muzycznych refleksji. Byrne, o czym zresztą zaświadcza cały jego dorobek,
potrafi słuchać. Mamy w książce również kilka politycznych kwestii. Jak
wiadomo dobra polityka sprawia, że i rowerzystom jest łatwiej. Byrne od lat dąży to tego, by po jego ukochanym Nowym Jorku (betonowy moloch z kawałkiem parku)
jeździło się trochę łatwiej. Bo z siodełka roweru świat wygląda inaczej. Ciekawej. I nie wolno zapominać o kasku.
Do poczytania:
David Byrne: Dzienniki rowerowe. Przeł. M. Molzan-Małkowska. Warszawa:
Wydawnictwo WAB, 2011.
Och, Byrne jest fantastyczny. Gdyby nie Talking Heads, straciłbym wiarę w muzykę rockową.
OdpowiedzUsuńRacja. Szkoda, że nic nowego wspólnie nie nagrywają.
UsuńPozdrawiam
"betonowy moloch z kawałkiem parku", jestem wstrząśnięta
OdpowiedzUsuńMoże nie jest aż tak źle. Może Martyna (jako była mieszkanka) się wypowie. W każdym razie w filmach Woody Allena nie jeżdżą na rowerach.
UsuńPozdrawiam
Darek
Faktycznie parkow tam wiecej niz ten jeden najwazniejszy i miasto sie zmienia caly czas (pro-rowerowo tez, miedzy innymi), ale nawet ja, wielki fan rowerow i uzytkownik, nie osmielilabym sie jezdzic na nim po Nowym Jorku poza wyznaczonymi trasami wzdluz rzeki Hudson. Parno, wieje, kierowcy szalency i latajace butelki z TIR-ow. No i nikt tam nie jezdzi w kasku, zapewniam!
OdpowiedzUsuń