Najnowsza książka Joanny Bator, uhonorowana w
mijającym miesiącu nagrodą Nike, nie daje się łatwo zaszufladkować. Nie jest
ani kryminałem, ani thrillerem, ani baśnią, ani satyrą. A właściwie jest po
trochu nimi wszystkimi na raz – Autorka łączy bowiem wymienione konwencje w
całość. Zaznaczmy od razu: w całość interesującą i wciągającą.
Główny temat książki – molestowanie seksualne
dzieci – został odniesiony do różnych momentów historycznych i wielu sytuacji. Doświadczanie
przemocy w dzieciństwie (często wyparte z psychiki na całe lata) okazuje się bowiem
być udziałem wielu spośród bohaterów książki. Ten temat to „ciemno, prawie
noc”. Musi wiązać się ze smutkiem, przerażeniem, bezsilnością. I tak, wiąże się
z nimi. Uczucia te stają się udziałem wykorzystywanych dzieci, świadków ich
cierpień, a także tych, którzy o przemocy wobec dzieci dowiedzieli się po
latach.
Na szczęście Bator nie grzęźnie w coraz to czarniejszy
odcień czerni. Dla równowagi, na stronach książki rysuje wyrazistych, sympatycznych
a bywa, że i zabawnych bohaterów. Wspomnijmy kilkoro z nich: główną bohaterkę –
dziennikarkę Alicję Tabor, która po piętnastu latach nieobecności wraca do
rodzinnego Wałbrzycha, by napisać reportaż o zaginionych tam niedawno
dzieciach; Ewę – nieżyjącą siostrę Alicji, dziewczynę pełną fantazji, marzeń i
troski o młodszą siostrę, którą poznajemy dzięki wspomnieniom, rozmowom i
pewnemu listowi; Alberta Kukułkę, bliskiego Alicji przyjaciela jej nieżyjącego
ojca; ekscentryczną bibliotekarkę Celestynę, która okazuje się być dawnym
szkolnym kolegą reporterki; sprytną babcię-karmicielkę zaginionego chłopca;
kociary – dziwne kobiety mieszkające w okolicy, opiekunki bezpańskich kotów i
tych, „których nikt nie kocha”.
Na stronach „Ciemno, prawie noc” nie brakuje też
przełożonych na język literackiej (w tym wypadku – satyrycznej) fikcji, scen
znanych dobrze obserwatorom polskiej rzeczywistości medialnej. Mam tu na myśli
spory (i bitwy!) zwolenników i przeciwników samozwańczych wałbrzyskich
proroków* czy też długie (moim zdaniem zbyt długie) passusy oddające
rzeczywistość forum internetowego, którego użytkownicy komentują lokalne
wydarzenia. Sceny to przygnębiające, ale jednocześnie odrywające od
przygnębiającej czerni głównego tematu.
Przede wszystkim jednak trzeba wspomnieć o
magicznym wymiarze wałbrzyskiego świata á la Bator. Kociary, dziwne zbiegi
okoliczności, wciąż powracające opowieści o księżnej Daisy von Pless,
mieszkającej swego czasu w zamku Książ, pewien mężczyzna, który – jak się w
końcu okazuje – zza grobu pomaga głównej bohaterce uporać się z jej trudną
przeszłością. Magiczny wymiar książki pozwala zrównoważyć ciężar gatunkowy podjętego tematu.
Tak jak – być może? – dzieciom, których nikt nie kocha, baśnie pozwalają
przetrwać w ciemności.
Joanna Bator, Ciemno,
prawie noc, Wyd. W.A.B., Warszawa 2012.
* Walczą o ideę pomnika Matki Boskiej Bolesnej –
zupełnie jakby chodziło o pewien najbardziej chyba znany w Polsce ostatnimi
czasy krzyż...
Zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki :)
OdpowiedzUsuńNa razie czytałam tylko "Piaskową Górę" i byłam pod wielkim wrażeniem talentu pani Joanny Bator.
Cieszę się, dzięki za miłe słowo.
OdpowiedzUsuńA ja z kolei nie czytałam żadnej innej powieści J. Bator, ale na pewno po coś jeszcze sięgnę.
Pozdrawiam!
Powieść czeka na mnie na półce i zerka zachęcając ochoczo - czas nadrobić zaległości, bo brzmi wspaniale :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń