„Jak wszystkie
młode matki bawiłam się moją nową lalką, głęboko przekonana, że na bożym
świecie nie ma piękniejszego, grzeczniejszego i nad wiek swój bardziej
rozumnego dziecka, jak właśnie moje, a w dzień i w nocy nie myślałem o niczym innym,
jak tylko o mym synu…”
Dziś pytanie nie
o filozofa, ale o jego matkę. Obecnie znana jest przede wszystkim z tego, czyją
matką była, ale kiedyś było inaczej. Jeszcze za życia zostały wydane jej dzieła
zebrane. I było tego aż 24 tomy. Jej biedny syn dorobił się tylko siedmiu (i to dopiero
pośmiertnie). Nie była to literatura,
którą zachwycałby się tajny radca, ale jej salonem – i owszem. Przez wiele lat
gościła Goethego i jego świtę na cotygodniowych kolacjach. Stała się częścią tej
pięknej weimarskiej historii. Pewnego razu do Weimaru wybrał się jej syn. Matka
dała mu instrukcje: „Każdego dnia o pierwszej przychodzisz do mnie i zostajesz
do trzeciej, potem już do końca dnia Cię nie widzę, poza moimi wieczorkami, na
które możesz przyjść, jeśli chcesz, możesz też w oba te dni jeść u mnie
wieczorem, jeżeli zechcesz się wtedy powstrzymać od nieprzyjemnych dyskusji
etc., które także psują mi nastrój, jak również od wszelkich lamentów nad
głupim światem i ludzką nędzą, bo potem zawsze mam niedobrą noc i złe sny, a
lubię się dobrze wyspać”.
Należy dodać, że
jej syn miał talent do obrażania ludzi. Ach, szkoda, że nie został kupcem, jak
jego ojciec – myślała. Został filozofem. I jeszcze jeden cytat, mówiący wiele o
ich rodzinnej relacji: „[…] wszystkie Twoje zalety przesłania Twoja
przemądrzałość, przez co stają się kompletnie bezużyteczne tylko dlatego, że nie
potrafisz opanować swojej manii, aby wszystko wiedzieć lepiej, wszędzie
znajdować błędy, tylko nie u siebie, wszystko poprawiać i wszystkim kierować.
Tym samym irytujesz ludzi wokół siebie, nikt nie chce być poprawiany i
oświecany w tak gwałtowny sposób, a już zwłaszcza przez tak mało znaczące
indywiduum, jaki jeszcze jesteś […]”.
Jak nazywa się pisarka-matka?
I jeszcze trzy
małe podpowiedzi, bo zagadka trudna:
- Historia
naszych bohaterów związana jest z pewnym starym i zacnym hanzeatyckim miastem.
- Nasz
filozof, choć wśród akademików nieco zapomniany, to jednak piastuje honory
naczelnego filozofa artystów.
- A
fryzura jego, jakby piorun strzelił w rabarbar.
Johanna Schopenhauer?
OdpowiedzUsuńTak, chodzi o mamę Arthura S., nie taka trudna ta zagadka...
OdpowiedzUsuńBrawo. Johanna Schopenhauer. Cytaty pochodzą z książki: R. Safranski: Schopenhauer. Dzikie czasy filozofii. Przeł. M. Falkowski. Wyd. Prószyński i S-ka. Warszawa 2008.
OdpowiedzUsuńZgodnie z tradycją prosimy Magdalenę o wybór tematu postu.
Pozdrawiamy
I znowu się spóźniłem. muszę sobie następnym razem budzenie do pokoju zamówić.
OdpowiedzUsuńZasługa wydawnictwa słowo/obraz terytoria, które niedawno odgrzebało tę postać ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że czytelnicy bloga wybaczą mi, że nie poproszę o rozstrzygnięcie sporu o uniwersalia czy innego prymatu rozumu praktycznego, ale chętnie przeczytam coś o Bobie Dylanie ;)
Pozdrawiam
Świętnie, tym bardziej, że dostanie w tym roku Nobla z literatury.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No może może, chyba że Komitet Noblowski oceni też jego wybitny śpiew (no i tę jedyną na świecie technikę rzępolenia na harmonijce) :)
OdpowiedzUsuńWstyd, ale najwięcej mi dała informacja o włosach...
OdpowiedzUsuńMnie niestety też! :I
UsuńI jeszcze miasto hanzeatyckie zacne ;)