Post dedykujemy Agacie Adelajdzie, która mistrzowsko
rozszyfrowała naszą ostatnią filozagadkę.
„Na początku była więc nuda, zwana prozaicznie chaosem. Bóg, znudzony
nudą, stworzył ziemię, niebo, zwierzęta, rośliny, Adama i Ewę; ci ostatni,
także nudząc się w raju zjedli zakazany owoc. Bóg się nimi znudził i wypędził
ich z Edenu; Kain, znudziwszy się Ablem, zabił go; Noe, naprawdę okropnie już
znudzony, wymyślił wino; Bóg znowu się znudził ludźmi i zesłał potop, i
zniszczył świat; ale potop również znudził Boga do tego stopnia, że przywrócił
on piękną pogodę. I tak dalej”*.
Wpadła mi ostatnio w ręce książka Petera Toohey’a
zatytułowana Historia nudy. Tytuł
intrygujący, tak samo jak entuzjastyczne opisy umieszczone na obwolucie, z
rzucającym się w oczy zawołaniem na czele: „Historia nudy wcale nie jest nudna!”.
Niestety, lektura tej książki wynudziła mnie
niesamowicie. Chociaż bowiem autor przywołuje ciekawe rozróżnienia (np. na
codzienną rutynę i nudę, którą określa mianem „egzystencjalnej”), to brakowało
mi dobrego ugruntowania stawianych tez w literaturze oraz jakiś zestawień
statystycznych (bo twierdzenia „często”, „większość z nas” czy „czasami” nie
wystarczają mi jako uzasadnienie).
Z lektury blogów, na których pojawiła się recenzja książki
Toohey’a a także z opinii niektórych znajomych wiem jednak, że są czytelnicy,
którym ta książka się podoba.
I tu przechodzimy do TEZY NR 1: Są sprawy fascynujące
dla jednych i jednocześnie nużące dla drugich.
Mogłabym rozwinąć ten temat, ale lepiej chyba sięgnąć
po klasyka gatunku:
TEZA NR 2: Nuda – wbrew pozorom – nie musi być czymś
złym.
Z przeciwnego przekonania wychodzą chyba rodzice maluchów,
które MUSZĄ systematycznie uprawiać trzy dyscypliny sportu, uczyć się
regularnie co najmniej dwóch języków i szlifować jakiś dodatkowy „talent”, jak
dziś określa się jakiekolwiek hobby, do którego garną się dzieciaki.
Jak jednak przekonują psychologowie, nuda to kreatywne
zajęcie. Dobrze jest pozwolić dzieciom na swobodne obserwowanie świata, które
wcale nie musi być powiązane z jakąkolwiek aktywnością.
To zresztą odnosi się także do dorosłych – wszak niejednokrotnie
„leniwe” popołudnie spędzone na kanapie ze swymi myślami okazuje się bardziej
rozwijające niż tzw. „aktywny” wypoczynek (czyż nie z tego – między innymi – rodzi
się filozofia?).
Tu jednak można wysunąć uzasadnioną wątpliwość – czy aby
na pewno wciąż mówimy o nudzie...?
* Cyt. z książki: Alberto Moravia, Nuda, tłum. Monika Woźniak, Wydawnictwo
W.A.B., Warszawa 2010.