piątek, 28 sierpnia 2015

Z dziejów filozofii życia

Post dedykujemy tym, którzy wciąż jeszcze twierdzą, że filozofia do niczego się nie przydaje. 

Pastor Tom Marshfield – bohater powieści Updike’a Miesiąc nadziei – wspomina wykłady z filozofii a dokładnie miłą, choć nieśmiałą Jane: „Poznaliśmy się w chłodnym brytyjskim słońcu hobbesowskiego realizmu, odbijaliśmy piłki z niepohamowanym egoizmem i umówiliśmy się na następny mecz jako partnerzy. Nim doszło do następnego spotkania, Hume odpalił „powinien” i „słuszny”, a Bentham próbował rekonstruować hedonizm formułami maksymalizacji. Nasz pierwszy pocałunek przypadł na Spinozę, bardziej titillatio niż hilaritas. Czułem jednak, jak mój conatus, ponure centrum mego jestestwa, pięknie unosi się z mej przepony, gdy w ciemności zamkniętych powiek jej ciężar po raz pierwszy przygniótł mój. Gdy Kant usiłował złagodzić racjonalizm imperatywami kategorycznymi i Achtung, Jane pozwoliła mi pieścić swoje piersi przez sweter. Do czasu potwornego utożsamienia przez Hegla moralności z wymogami państwa, moja dłoń rozgrzewała się w jej staniku, a mój dostęp został rozszerzony i dotyczył także ud”*. 

John Updike: Miesiąc niedziel. Przeł. Jerzy Kozłowski. Wyd. Rebis. Poznań 2012, s. 58.


6 komentarzy:

  1. Cześć! Uwielbiam Updike'a, a "Miesiąc niedziel" to jedna z moich ulubionych książek Jego autorstwa, kto wie, czy nie najulubieńsza? Przeczytałam ją kilka lat temu, z prawdziwą przyjemnością. Ironia, humor i to "groźne człowieczeństwo", na które wszyscy cierpimy...! Dziękuję za przypomnienie tej lektury, wrócę do niej jesienią.
    http://lezeiczytam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. "mój conatus, ponure centrum mego jestestwa" ;)
    A Frankenstein i Gargamella wracają do przeczytanych książek, czy raczej szukają nowych lektur? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj Magdaleno:)
      Ja nie wracam, poza filozoficznymi rzecz jasna. Co do Frankensteina - też chyba nie, ale nie wiadomo, bo on często zapomina, że już coś czytał:) A Ty?

      Usuń
    2. Przecież te filozoficzne to nudy na pudy, kilka przykładowych tytułów: Świat jako wola i przedstawienie (albo tegoż propozycja dla amatorów silniejszych wrażeń - Czworaki korzeń zasady racji dostatecznej), Krytyka czystego rozumu (a jakby ktoś czuł niedosyt po lekturze Biblii Filozofów albo zwyczajnie nie wszystko zrozumiał, to może sobie dołożyć Krytykę praktycznego rozumu) i - chyba mój zwycięzca na tej giełdzie tytułów - Inaczej niż być lub ponad istotą.
      Wracać to można do poezji ;-)
      A tak poważnie - ja nie zapominam, że coś czytałam, ale za trzy lata z powodzeniem mogę czytać tę samą książkę i nie pamiętać zakończenia. Jak coś mi się bardzo spodoba, mogę od razu po pierwszym razie przeczytać drugi raz (albo jak czegoś nie zrozumiem - Krytykę czystego rozumu przed zaliczeniem na studiach u pewnej Pani Doktor przeczytałam dwa razy, bo za pierwszym dobrze zrozumiałam może tylko przedmowy;)). Albo jak mam grubą książkę i jest naprawdę świetnie, to czasami tak po 1/3 wracam na początek, myślę sobie wtedy, że dłużej się będę ekscytować. Pierwsze 200 stron Zbrodni i kary czytałam chyba z pięć razy. ;-) Ale muszę zaprzestać, bo mam słabe statystyki przez to, wyprzedzają mnie nawet motyle w rankingach przeczytanych książek.
      A masz wobec tego ulubione książki, czy raczej ulubionych autorów - jak się natkniesz, to czytasz od razu wszystko, co jest dostępne w Twoim kręgu kulturowym? :-)
      Pozdrawiam po wakacjach ;-)

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kliknęłam "opublikuj" i zauważyłam, że mój komentarz jest dłuższy niż notka Frankensteina. Może sobie blog założę i zacznę na nim pisać doktorat, skoro tak mi dobrze idzie w Internecie ;-)

    OdpowiedzUsuń