sobota, 14 lipca 2012

Kto się boi Immanuela Kanta? Część dziewiąta


Zanim nastąpiły piękne czasy asystentów, ich rolę spełniali służący. Jednym z najsłynniejszych kamerdynerów w historii filozofii był Martin Lampe (1734-1806). Ten urodzony w Wurzburgu emerytowany żołnierz, spędził na służbie u Immanuela Kanta niemal czterdzieści lat. Był dobrym sługą, wiedział – z pism swego pana – że nadmierna troskliwość skraca życie. Niestety nie doczytał – o czym także pisze Kant – że najlepiej sprawdza się to w małżeństwie. Spróbował dwa razy. 

Na historię Kanta i jego służącego składa się kilka niewyjaśnionych tajemnic. Nie mają one jednak wielkiego znaczenia. Nie sądzę, by okazało się, że to Lampe, gdzieś na strychu, napisał drugie wydanie Krytyki czystego rozumu. Chodzi raczej o drobnostki: o niepościelone łóżko, o wino, które znikało z piwnicy, o poplamione smalcem książki. 

W 1802 wyleciał za nadmierne picie. Mimo wszystko zasłużył sobie na spadek w wysokości 400 guldenów, zapisany w testamencie Kanta. Filozof tak się do niego przyzwyczaił, że na swego nowego służącego Johanna Kaufmanna wołał – Lampe. 

Jak szkoda, że Lampe nie żył dłużej, mógłby – a miałby świetne referencje – pojechać sobie za pracą do Weimaru. Proszę sobie wyobrazić ostatnie słowa Goethego: Lampe, Lampe. Mehr Licht. Czyż nie brzmi to lepiej? 

Zamiast guldenów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz