Czeski filozof
Jan Patočka zmarł w niedzielę 13 marca 1977. Jako przedstawiciel filozofii
burżuazyjnej nie miał łatwego życia. Odsunięty z katedry, objęty zakazem
publikowania, miał liczne trudności z wyjazdami zagranicznymi itd. Od stycznia 1977
roku, kiedy to obok Václava Havla i Jiřego Hájka jego nazwisko uwiarygodniło
Kartę 77, stał się oficjalnym wrogiem komunistycznej Czechosłowacji. Rozpoczęła
się nagonka, prześladowania oraz przesłuchania. Te ostatnie – męczące,
poniżające, trwające nieraz wiele godzin, pośrednio przyczyniły się do śmierci
filozofa.
Uroczystość na
cmentarzu w Břenovie (dzielnica Pragi, w której mieszkał Patočka) wyznaczono w
środę. Aparat komunistyczny robił wszystko, by pogrzeb nie stał się
manifestacją polityczną. Wielu przyjaciół filozofa, w tym znani dysydenci, zostali
wczesnym rankiem aresztowani.
Obowiązywał zakaz
rozwieszania nekrologów. Środki masowego przekazu przemilczały śmierć filozofa.
Milicja zablokowała wszystkie drogi dojazdowe prowadzące do kościoła św.
Małgorzaty w Břevnovie. W okolicach cmentarza nie dało się kupić kwiatów. Na
tych, którym udało się dotrzeć na miejsce, czekała Służba Bezpieczeństwa z
kamerami rejestrującymi żałobników. Zebrało się około tysiąca ludzi, którzy w
milczeniu oddawali hołd filozofowi. Choć i to milczenie zostało zakłócone. Obok
na stadionie, kilka minut przed rozpoczęciem ceremonii, rozpoczęły się ćwiczenia
motocyklistów. Ryk silników był tak potężny, że nie było słychać głosu księdza.
Do tego pojawił się helikopter, krążący przez cały czas nad cmentarzem. Władza postawiła
na opresję i hałas. Uczestnicy na pamięć i milczenie, choć pewnie większość z nich
myślała sobie „prawda zwycięży”.
Ruchliwa i
raczej mało spacerowa ulica Jana Patočki prowadzi właśnie do klasztoru i
leżącego nieopodal niego cmentarza.