poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Filozagadka 5


Historia a la Coelho. Kogo chcą zabić nasi dzielni filozofowie? I dla zuchów dodatkowe pytanie o imiona spiskowców? W nagrodę pościk dla dzielnego kozaka. 

Siedzieli w milczeniu.  W powietrzu – niczym duch historii – unosił się gęsty dym myśli. Było już pewne: musi zginąć. Jedyną niewiadomą było tylko: jak?
- Poderżnę mu gardło brzytwą – wycedził z angielskim akcentem najbrzydszy z mężczyzn. Z całej duszy nienawidził jego obrzydliwej brody.
- Żadnej krwi! Pamiętacie co było z jeleniem – skarcił go najstarszy i niewiele od niego ładniejszy. Wsadźmy to krążące widmo do beczki i zakopmy w ogrodzie pełnym maków.  
- Zbyt duże ryzyko – po najbliższej ulewie woda odkryje ciało twardogłowego.
- A może zakopiemy go w jaskini – zapytał najmłodszy?
- W jaskini mieszkają murzyni. Ha ha ha – zachichotał barczysty brzydal.
Tylko Szalony wiedział, że nie ma co gadać a trzeba działać. Podrapał się po czuprynie i sięgnął po Rieslinga.

sobota, 28 kwietnia 2012

Opętani


Zaczęło się niewinnie. Od szkicu listu, odnalezionego w należącym niegdyś do Randolpha Henry’ego Asha egzemplarzu Nauki nowej G. Vico. Egzemplarz ten, pokreślony przez właściciela – słynnego angielskiego poetę epoki wiktoriańskiej, zawierał wiele skarbów, szczególnie patrząc na sprawę z perspektywy młodego badacza jego twórczości, który na ów list – wcześniej nie odkryty – zupełnym przypadkiem natrafił.
Akcja rozkręca się powoli. Dowiadujemy się o kolejnych dokumentach, poznajemy twórczość Asha, a także adresatki listu, którą okazuje się być poetka Christabel LaMotte – za życia nie znana, a obecnie eksploatowana na wszelkie możliwe sposoby przede wszystkim przez teoretyczki literatury o orientacji feministycznej. O LaMotte dowiadujemy się więcej właśnie od młodej badaczki jej dzieł, z którą kontaktuje się wcześniej wspomniany młody badacz prac Asha.
Wspólnie zaczynają tropić ślady znajomości Asha i LaMotte, o której znawcy literatury nie mieli bladego pojęcia.
Studiują dokumenty (odnajdywane i zdobywane z wielkim poświęceniem), dzienniki (m.in. żony Asha, a także kuzynki Christabel), wyjeżdżają ich śladem, porównują twórczość obojga poetów, by odnaleźć zaskakujące podobieństwa i zbieżności. I – co także należy powiedzieć – zbliżają się do siebie, niczym bohaterowie ich poszukiwań.
Odkrywają wspólnie niesamowitą sensację, o której świat badaczy literatury nie miał pojęcia. Sensację, po której wszystkie prace dotyczące tak Asha, jak LaMotte będą musiały być napisane na nowo, z uwzględnieniem tego niespodziewanego odkrycia.
Najważniejsi badacze twórczości obojga poetów dowiadują się o prowadzonych w absolutnym ukryciu badaniach i wkraczają na scenę. W grę wchodzą spore pieniądze, problem praw autorskich, a także pytanie o kraj, w którym powinny być złożone odkryte dokumenty. I – po prostu – naukowa ciekawość.
Akcja zdecydowanie przyspiesza i nieuchronnie zmierza do końca, który – choć do pewnego stopnia przewidywalny – nie zostawia czytelnika z uczuciem rozczarowania, ani nawet niedosytu.

A.S. Byatt, Opętanie, tłum. Barbara Kopeć-Umiastowska, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1998.


A. S. Byatt


piątek, 27 kwietnia 2012

Kto się boi Immanuela Kanta? Cześć siódma


Jeśli o kimś powstają wiersze, to wiadomo, iż nie byle to kmiotek.

Armin Senser

KANT

Jego fach nie wymagał prac rąk.
Ale gdyby robił zegary, ich werki podawałyby
czas szczęścia z maksymalną dokładnością. Przyszłość
była niegrzecznym uczniem, który znalazł swego mistrza.

Biblia dotarła aż do Królewca: zajmowała go kwestia,
czego Bóg pragnie. Ale liturgia czyni z rozumu
fałszywego klauna. Dobry człowiek wierzy
w Boga, nie musi jednak chodzić do kościoła.

Zło już istnieje i człowiek bierze je sobie do serca.
A on obawiał się, że na końcu czasu będzie to samo.
Kochał jednak ludzi w takiej mierze, jak oni się kochali.

Umarł, nie opuszczając nieba ani ziemi:
ale żeby poznać go lepiej, wystarczy
docenić trochę bardziej własną niedoskonałość.

Przeł. Ryszard Wojnakowski


Do poczytania:
Armin Senser: Wielkie przebudzenie. Wybrał i przełożył Ryszard Wojnakowski. Wyd. Atut. Wrocław 2011.
.

wtorek, 24 kwietnia 2012

Jeszcze o czytaniu

Wyłowione u Canettiego:
„Gdy długo nic nie czyta, powiększają się dziury w sicie jego ducha, wszystko przelatuje i pozostają tylko najgrubsze kawałki. To czytanie służy mu do chwytania przeżyć, a bez czytania niczego nie przeżywa”.

A u tych, co w ducha nie wierzą, zapewne powiększają się dziury w mózgu.

Do poczytania:
Elias Canetti: Prowincja ludzka. Zapiski 1942-1972. Przeł. Maria Przybyłowska. Wyd. Dolnośląskie. Wrocław 1996.

czwartek, 19 kwietnia 2012

Wolność – kocham i rozumiem

Dla Zbyszka – w nagrodę za rozgryzienie ostatniej filozagadki:)


Epikurejska zasada clinamen vs. Demokrytejskie fatum, Augustiańskie wyznania o grzechu, Bogu i wolnej woli, trzecia antynomia Kanta, przeciwstawienie „wolności od” i „wolności do” (resp. wolności negatywnej i pozytywnej)... etc. etc. – już bardzo pobieżne przekartkowanie dowolnego podręcznika z historii filozofii przekona największą nawet filozoficzną nogę, że wolność ważnym filozoficznym problemem jest.
Zapewne lepiej założyć, że wolność jest (niż odwrotnie). Jak gdzieś wyczytałam, tak łatwiej żyć (szczególnie, że – jak tu wyczytujemy między wierszami – chodzi głównie o to, co przyjmiemy za pryncypium). Pewnie tak, chyba, że jest się radykalnym nietzscheanistą, a wtedy sprawa jest jasna: „Nie odczuwamy dziś już żadnej solidarności z pojęciem wolnej woli: zbyt dobrze wiemy, czym ono jest – to najbardziej nieczysta sztuczka teologów, służąca temu, aby ludzkość obarczyć »odpowiedzialnością« w ich sensie, to znaczy uczynić ją zależną od nich”*. Nie będąc jednak skrajnymi wielbicielami wcielonego Zaratustry, porzucamy w tym miejscu jego troski o tłumienie woli mocy, hołdowanie schyłkowym ideałom i wywoływanie poczucia winy miast wzniecania ognia twórczości.
Widzimy zatem problematyczność kwestii, nie jesteśmy jednak wcale bliżej rozwiązania: czym bowiem owa wolność jest? I czy rzeczywiście  możemy nazwać się bytami wolnymi? Można próbować wymigać się od odpowiedzi na modłę św. Augustyna, mówiąc, że gdy nie próbujemy ubrać rzeczy w słowa, wszystko jawi nam się – jak czasem Kartezjuszowi – jasno i wyraźnie. Problem – i to poważny – pojawia się, gdy chcemy dać odpowiednie rzeczy słowo.
Może więc dajmy sobie spokój i sięgnijmy do jednego z tych, którym słowa stawiają znacznie mniejszy opór:

„Słowo »wolność« służy wyrażaniu ważnego, może najważniejszego napięcia. Człowiek zawsze chce uciekać i jeśli ucieczka nie jest w żaden sposób określona i nie ma żadnych ograniczeń, a jej kierunek żadnej nazwy, wówczas nazywa się to wolnością.
Przestrzennym wyrazem tego napięcia jest silne pragnienie przekroczenia granicy, tak jakby jej nie było. Wolność latania rozciąga się na stare, mityczne uczucie lotu aż do słońca. Wolność w czasie polega na przezwyciężaniu śmierci, człowiek jest już zadowolony, kiedy odsuwa ją wciąż dalej i dalej. Wolność wśród rzeczy polega na likwidacji cen; idealny rozrzutnik, człowiek niezmiernie wolny, niczego tak sobie nie życzy jak nieustannych, nie określanych przez żadne reguły zmian cen, ich bezcelowego wzrostu i spadku, zależnych jakby od pogody, na które nie można wpływać ani nawet ich naprawdę przewidzieć.  Nie istnieje wolność »do czegoś«, jej łaską i szczęściem jest napięcie człowieka, który chce przekroczyć własne granice i który wyszukuje sobie w tym celu granice najgorsze. Kogoś, kto chce zabić, otaczają straszliwe groźby, towarzyszące zakazowi zabijania, gdyby te groźby go tak bardzo nie dręczyły, naładowałby się z pewnością szczęśliwszymi napięciami.  – Ale pierwotnym źródłem wolności jest oddech. Każdy może czerpać z każdego powietrza i wolność oddychania jest jedyną wolnością, która do dziś nie została naprawdę zniszczona”**.

Ufff.... :)

* Cyt. za: Zbigniew Kuderowicz, Nietzsche, wyd. Wiedza Powszechna, Warszawa 2004 (tłum. K. Krzemieniowa).
** Elias Canetti, Prowincja ludzka. Zapiski 1942-1972, tłum. Maria Przybyłowska, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1996.

środa, 11 kwietnia 2012

Joan Miró była kobietą

     Już czas powrócić do naszego cyklu o historii związków muzyki i literatury, choć dziś temat nieco ogólniejszy. W 1990 roku irlandzki zespół A House nagrał utwór Endless Art. Piosenka była bardzo typowa dla tego zespołu, a jej sens polegał na dość niewyraźnej recytacji zdań na tle lekko nowofalowej muzyki. Punktem wyjścia tekstu były słowa Oscara Wilde’a „Każda sztuka jest bezużyteczna”. Potem leciała lista artystów (ok, założymy, że i Sid Vicious nim był) oraz ich daty narodzin i śmierci. Refren brzmiał pomnikowo: „all dead but still alive, in endless time and endless art”. W sumie fajna lista osób i niezła piosenka. Szału jednak nie było. Muzyka pewnie była nazbyt „independent” a i tekst mógł niejednemu fanowi sprawić trudności. Udało się jednak wywołać mały skandal. Czyżby wielcy artyści to wyłącznie mężczyźni? A gdzie Panie? Autor musiał się tłumaczyć, solennie zapewniał, że był święcie przekonany o tym, że Joan Miró to kobieta. Nic z tego, trzeba było napisać jeszcze jedną wersję. I w ten sposób zespól nagrał More Endless Art.





Do posłuchania:
A House: LP „I am the Greatest” (1991)

sobota, 7 kwietnia 2012

Tako rzecze Tarantula

„Nie chodź do ludzi, pozostań w lesie” (Nietzsche)

Tako rzecze Zaratustra to dziwna książka. Pewnie, że to klasyk, krwią napisana hybryda literatury i filozofii, wielki poemat filozoficzny, manifest nowej religii, spowiedź samotnego proroka, pochwała życia, apoteoza wolnego seksu i związków homoseksualnych, podniesienia emerytury do siedemdziesięciu lat… Jednym słowem – książka dla każdego.

Tako rzecze Zaratustra to dziwna książka. Osobliwa „garkuchnia ducha”, z której jednak ów duch dawno wywietrzał. Mimo wszystko znajdziemy tu kilka smakołyków. Do moich ulubionych należą zwierzaki. Ich obecność w książce nie jest oczywiście przypadkowa, co potwierdzają wnikliwe badania prof. Ptaszora (sic!).

Nie jestem w stanie powiedzieć, co robi tam to całe zoo, sens jego obecności umyka mym uszom. Z przyjemności wspomnę owo przemiłe, choć czasami groźne stadko. Jest byk z ogromnym karkiem, dzik z wielkimi kłami, chytry jaszczur, mądry jeż, śpiewający komar, przebiegły leniwiec, skaczący tygrys, szybki struś, głodny wilk, mądra pszczoła, głupia koza oraz niecierpliwy sokół.

Muchy sobie bzykają na rynku, stary niedźwiedź śpi, lew się przemienia w wielbłąda, a krowa ciągle coś przeżuwa. Z małpy wszyscy się śmieją, choć zwinna z niej bestia, a kotek łakotniś oddaje się spacerom po dachach. Koń kojarzy się autorowi ze śmiercią. To zwie się prawdziwe proroctwo. Sowy Nietzsche nie lubi, co pewnie ma związek z tym, że wylatuje ona dopiero o zmierzchu. Można założyć zatem, że i nietoperz nie jest ulubieńcem filozofa, gdyż zwraca się on do niego słowami: „sowo ty – nietoperzu”.

W niezwykłych przygodach Zaratustry jest także ryba, która mówi, człowiek-robak, świstak, pająk-metafizyk, ćma poetka oraz zima żaba (zapamiętajcie: ropucha jest ciepła). Wąż choć niesforny, to jednak fajny z niego kumpel. Biedny osiołek ciągnie ludu taczkę, owca pożera wieniec a kura cały czas dziobie, a ból – podobnie jak poetom – każe jej cały czas gdakać. Na to wszystko patrzy z góry orzeł. Z ptaków jest jeszcze paw pawi. Ach, zapomniałem o świni, co wszystko oświni.

Ponadto mamy jeszcze bawoła, gęś, raka, sępa, orkę, wieloryba, żmiję, krokodyla, królika, małża (czy to jest zwierzę?), kozicę i pewnie jeszcze sporo innych zwierzaków, które skutecznie ukryły się przed moim okiem i ołówkiem.